"Jak być kochaną" wg Kazimierza Brandysa w reż. Leny Frankiewicz w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Wchodzimy w przestrzeń abstrakcyjną, rozświetloną, uniwersalną. Laboratoryjnie sterylną. Idealną do przeprowadzenia eksperymentu z czasem, uczuciami, pamięcią. Rozpadem osobowości. Pogłębiającym się wyczerpaniem. Biała ściana z biegnącym wokół niej prawie niezauważalnym siedziskiem, olbrzymia okrągła czarna dziura jak lej, zapadlisko w centrum i taki sam otwór na suficie jest samolotem, mieszkaniem lub każdym innym miejscem rozgrywającej się alinearnej akcji, której urealniające znaczenie nadają wspomnienia Felicji, przywoływani pozostali uczestnicy podróży w czasie. Felicja w czerwonym płaszczu, czarnych szpilkach i rękawiczkach, z czarną torebką, w słonecznych okularach, znana i kochana przez widzów aktorka, leci na zasłużony odpoczynek do Paryża, gdzie mieszka jej córka. Nie widziały się 15 lat, co wiele mówi o ich relacjach. Kobieta w średnim wieku jest wyczerpana, osłabiona, wycofana. Pije. Fantazjuje. Przywołuje wspomnienia os�