„Gotki” Artura Pałygi w reż. Małgorzaty Bogajewskiej, czytanie dramatu w ramach III edycji programu Dramatopisanie w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Czytanie sztuki Artura Pałygi GOTKI w reżyserii Bogajewskiej w Instytucie Teatralnym zaskoczyła ciekawą analizą życia wsi polskiej w okresie powojennym, w czasie transformacji i obecnym. Ujęciem tematu, doskonałym przygotowaniem, choć oczywiście to tylko work in progres, otworzyła dramat na wiele problemów, interpretacji. Była ważnym wydarzeniem dla samego autora, który przyznał w rozmowie po prezentacji sztuki, że brakuje mu w trakcie pisania zarówno czasu, jak i możliwości przyjrzenia się tekstowi dramatu w trybie roboczego scenicznego przygotowania. Czytanie w IT było doskonałą okazją, by skonfrontować jego oczekiwania z tym, jak brzmi w teatralnej rzeczywistości to, co ujął w sztuce. Zarówno autor, jak i widzowie nie byli rozczarowani. Wręcz przeciwnie, wszyscy czekają na gotowy spektakl w reżyserii Darii Kopiec w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Premiera spektaklu odbędzie się we wrześniu 2023 r. Zapowiada się interesujący spektakl, bo spisana z obserwacji, wspomnień, doświadczeń autora dramatu historia pozwala zrozumieć również dzisiejszą kondycję wsi, polskiego społeczeństwa, nas samych. No cóż, prawie wszyscy pochodzimy ze wsi.
Atrakcyjność opowiadania o wsi na przestrzeni wielu dekad polega w tym wypadku na tym, że snują je w okolicznościach mającej rychle nastąpić śmierci matki Stanisławy (Weronika Kowalska) trzy siostry. Kryśka (Beata Schimscheiner) przybyła z Włoch, gdzie od lat ciężko pracuje opiekując się starszymi osobami, najmłodsza, Majka (Katarzyna Tlałka), przyjechała wypasionym autem z niedalekiej miejscowości, gdzie żyje dostatnio z mężem. Lutka (Małgorzata Kochan) opiekowała się matką przez całe życie, bo została na ojcowiźnie uznając to za swoją powinność, poza tym nie wyobrażała sobie życia gdzie indziej. Mimo ciężkiej egzystencji na wsi, biedy, doświadczenia zawirowań politycznych, systemowych, zmian strukturalnych, ostrego bicia zarówno przez matkę, jak i ojca, jego alkoholizmu i śmierci w rowie, niedostatku pozostały pogodne, pełne wigoru, pomysłowości. Dojrzałe, po przejściach ciepło wspominają miniony czas. Bez goryczy, żalu, złych emocji, bo te jakby do cna wygasły. Oczywiście pretensje, przytyki, rozbieżności w pamięci wspomnień pozostały, ale kobiety niosą w sobie naturalną zgodę na to, co było a ważne jest dla nich, co przyniesie los, jaki by nie był. Wiedzą, że trzeba się z nim pogodzić i iść dalej do przodu. Ta akceptacja trudnego dzieciństwa, dojrzewania, jednoczesnej nauki w wiejskiej szkole i pracy na roli jest uderzająca. Ich pokora ujmuje i każe się uczyć spojrzenia na przeszłość z przymrużeniem oka, z uśmiechem i prostą piosenką na ustach. Pozostać, jak ich matka, młodą, wesołą, zalotną osobą, nawet na łożu śmierci. Tak działa pamięć łagodząca złe wspomnienia. Tak działa siła wyrosła z konieczności przetrwania.
Mają też siostry swoje tajemnice. Nie wiemy dlaczego przez bardzo długi czas się ze sobą nie widziały, do siebie nie pisały, nie dzwoniły. Dlaczego nie miały takiej potrzeby, może powodem była ambicja, poczucie winy czy wieczny chłopski wstyd, gdy się coś w życiu nie udało. Nie znamy przyczyn niepowodzeń ich dorosłych dzieci, z którymi też nie utrzymują kontaktu, chociaż czują się za nie nadal odpowiedzialne i je wspierają. Nie rozpamiętują tego co złe, nieudane, bolesne, trudne. Nie traktują tego zbyt poważnie, bo taki jest los i już. Życie na wsi zawsze było trudne, miało smak goryczy, która z perspektywy czasu wzmacniała, utwardzała, pozwalała przetrwać. Matki zawsze biły, ojcowie tłukli i pili a bród, smród, ubóstwo i ciężka praca były normą. Innego życia nie było. Siostry to wszystko pamiętają, każda inaczej, ale przede wszystkim myślą o przyszłości. Mimo śmierci mamy. Trudno, tam gdzie zawsze żyli Słowianie, powstanie skansen Gotów. One, Słowianki, mogą być Gotkami. Aby tylko trzymając się razem zachować ziemię, pracować i przetrwać.
Małgorzata Bogajewska wyreżyserowała czytanie sztuki, które swoim roboczym kształtem, ale bliskim sercu nastrojem, wstępną interpretacją przyciąga uwagę, budzi duże zainteresowanie. Trzy siostry z matką, mimo oczywistych różnic, wydają się monolitem, jednią, solą ziemi, tą siłą fatalną, która swoją determinacją, chłopskim uporem i niezachwianą niczym wolą przetrwania imponuje, zaraża, budzi respekt a nawet zazdrość. Daje nadzieję. Pomysł reżyserki, by matka była z nich osobą najmłodszą, uroczą, delikatną jest wspaniały. Jakby nie miała 87 lat i wszystko nie było za nią a przed nią. Jakby była nieśmiertelną wsi niespożytą siłą. Mówiącą, że śmierć nie jest zła, człowiek w niej piękny, bytowanie na wsi życiodajne. To ona intonuje piosenkę ludową do muzyki wykonywanej na żywo przez Macieja Salusa (gitara), którą radośnie śpiewają z nią jej dzielne córki, trzy siostry jak jeden mąż, na koniec starego, a może, czujemy to mocno, na dobry początek nowego życia we wsi Męcz. Świadomie wspólnie zdecydowały o pozostaniu na niej. Ważne jest, że mimo obaw, lęków, ryzyka, bez względu na to, co się zdarzy, odważnie będą próbowały rozkręcić turystyczny biznes. Bez kompleksów. Bez zbędnych obciążeń, sentymentów. Jakby się na nowo narodziły.
Do zobaczenia więc w teatrze! Na gotowym spektaklu. Do zobaczenia!