"Lwów nie oddamy" Katarzyny Szyngiery, Marcina Napiórkowskiego i Mirosława Wlekłego w reż. Katarzyny Szyngiery z Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie na 39. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Spektakl "Lwów nie oddamy" Katarzyny Szyngiery, Marcina Napiórkowskiego, Mirosława Wlekłego dotyczy działania pamięci, też tej historycznej, jej roli w budowaniu relacji Polski i Ukrainy, Plaków i Ukraińców. Natychmiast angażuje publiczność teatralną. Wywołuje reakcje emocjonalne. Każe się jej określić. Jedni uważają, że jest antypolski, drudzy że antyukraiński. Są też tacy, którym się podobał, uznają go za udany, ważny, potrzebny. Inni nie zgadzają się z nim fundamentalnie. Oskarżają o utrwalanie stereotypów, propagandowy charakter, koncentrowanie się bardziej na tym co dzieli niż łączy, co niszczy a nie buduje. Spektakl sam w sobie jest więc wizualizacją galimatiasu splątanych, niełatwych relacji sąsiadów. I tego, jak trudno jest się dogadać, jak trudno mówić, dyskutować, wypracowywać wspólnie porozumienie. Przestrzeń teatru wydawała się wręcz do tego idealna. Stała się przyczynkiem podziału, polem walki. Dzieje się tak