O poznańskiej "Balladynie" rzeczywiście się mówi, ale nie dzięki przedstawieniu, lecz komentarzom prasowym, którymi ją skwitowano. Jeśli więc "Balladyna" padnie, to na pewno nie od pioruna. Aliści recenzentka "Gazety Wielkopolskiej" nie mogąc w końcu zdecydować się: "golono" czy "strzyżono", doznaje - co widać w jej recenzji - rozdwojenia swego monolitowego jak dotąd systemu aksjologicznego. Jedną więc ręką podszczypuje "Balladynę" (i innych recenzentów), a drugą poklepuje ją z uznaniem. Albo raczej zagłaskuje na śmierć. W dodatku, pomimo zapaskudzenia teatru recenzencką żółcią (która ją tak mierzi), wyraźnie - dzięki artystom z Polskiego - czuje ona świeży (jak pisze) powiew zza kulis. Wierzymy na słowo, ale mimo wszystko doradzamy raczej łyk zdrowego rozsądku i spacer. W dodatku powiew znad Malty jest naprawdę świeższy niż ten zza kulis. I jeszcze jedno. Nikt nie zamierza co sugeruje recenzentka z "Gazety Wielkopolskiej" - podcinać
Tytuł oryginalny
Okiem profana
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 256