EN

1.10.2024, 13:41 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Rodzin@ w sieci, czyli polowanie na followersów

„Rodzin@ w sieci, czyli polowanie na followersów” w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. mat. teatru

W wieczór przed wyjazdem na urlop obejrzałem w Teatrze Kamienica premierowe przedstawienie Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów, według scenariusza i w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego. Wybierając się na nie, nie przypuszczałem jak bardzo będzie ono powiązane z moim wypoczynkiem. Ale po kolei!

Najnowsza premiera jest kontynuacją znakomitego cyklu spektakli pokazywanych w Teatrze Kamienica, komentujących patologiczne zjawiska, niestety trapiące nasze społeczeństwo. Chociaż nie lubię tego określenia, ale przedstawienia te można nazwać spektaklami edukacyjnymi. Mam na myśli trzy inscenizacje skierowane do młodzieży: „Wszechmocni w sieci” autorstwa i w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego; „Dragi donikąd” autorstwa Justyny Bargielskiej i Wawrzyńca Kostrzewskiego i w jego reżyserii oraz „My, dzieci z dworca Zoo” autorstwa Kai Hermann i Horsta Riecka, które wyreżyserował Giovanni Castellanos. 

Te spektakle nie dość, że są znakomite pod względem artystycznym, to przedstawiają palące problemy młodzieży w sposób, który nie odstrasza i nie zanudza jej. A to jest kluczowa sprawa, ponieważ od wieków wszelkie przestrogi, pouczenia i dobre rady dawane młodszym pokoleniom przez starszych, w najlepszym razie zbywane są wzruszeniem ramion i odbierane jako starcze zrzędzenia. Te trzy spektakle są inne! Od pierwszych chwil wciągają widza, trzymają mocno i nie puszczają do ostatniej sceny. A na do widzenia dają ogromny materiał do przemyśleń. 

Bardzo byłem ciekaw jak Wawrzyniec Kostrzewski po doświadczeniach z bardzo trudnymi spektaklami dla młodzieży, poradzi sobie z widzem dorosłym. Zafrapował mnie już tytuł: „Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów” sugerujący, że rzecz będzie dotyczyła tematu, który mnie bardzo interesuje. Uważam, że w Polsce mamy już do czynienia z ogólnonarodową epidemią. Zróbcie Państwo eksperyment i oderwijcie na chwilę wzrok od ekranu telefonu komórkowego i rozejrzyjcie się dookoła. Na ulicy, w tramwaju, w metrze, za kierownicą samochodów (!), na hulajnogach i na rowerach (!!), w kinie (!!!). Wszystkie te miejsca mają jeden wspólny mianownik. Wszędzie widać ludzi z nosami i oczami utkwionymi w ekranikach! I gadający bardzo głośno! 

Kostrzewski genialnie opisał tę polską patologię. Podkreślam – polską! Bo z moich własnych obserwacji, w innych państwach w Europie, nie występuje ona w tak zmasowanej formie.

Rodzina w sieci...” jest trzy pokoleniowa. Babcia, małżeństwo i dwójka jeszcze młodych, aczkolwiek już pełnoletnich dzieci – dziewczyna i chłopak. Można powiedzieć – standardowa polska rodzina. Rozmowy też są standardowe, ich sytuacja materialna również, tak samo jak i codzienne zachowania. Aż tu nagle…

Nie! Nie zdradzę Państwu, co następuje dalej. To trzeba zobaczyć i usłyszeć. 

Babcia (Małgorzata Rożniatowska). Znakomita! Ta postać to mocno starsza pani, ale jeszcze sprawna zarówno fizycznie, jak i mentalnie, chociaż już nie bardzo ogarniająca otaczającą ją rzeczywistość. Te wszystkie followersy, hasztagi, Facebooki, lajki i jeszcze na dodatek sztuczna inteligencja. To już nie jej czasy. Jej wymiana zdań z wnuczką o śladzie węglowym jest rozczulająca. 

Rożniatowska znakomicie pokazuje zagubienie najstarszego pokolenia w dzisiejszych czasach i rozpaczliwe próby zrozumienia tego co dzieje się dookoła. 

Rodzice, czyli Izabela Dąbrowska (#Szczęśliwa Irenka) i Michał Czernecki (#KołczMarkkoncertowo odtwarzają parę mającą za sobą kilkudziesięcioletni staż małżeński, w którym jemu cały czas wydaje się, że jest głową rodziny, a nie zauważa, że czasy paternalistyczne przechodzą już do przeszłości. Ona jest tą tradycyjną szyją kręcącą głową i dającą jej (głowie, czyli mężowi) złudzenie bycia tym najważniejszym. Można powiedzieć, że na co dzień zadowala się kierowaniem z drugiego rzędu. Do czasu! 

Są jeszcze dzieci: starszy syn - Marcin Stępniak (#Sleeper) i młodsza córka - Karolina Charkiewicz (#Barbi). Już same pseudonimy (nicki), jakie przyjęli w sieci mówią o nich wszystko. 

Czyli jest normalnie, swojsko, po naszemu. 

W pewnym momencie czasy współczesne ze swoją technologią dopadają tę rodzinkę.

I wtedy zaczyna się koncert gry aktorskiej całego sekstetu. Każda postać stworzona przez autora jest bezbłędnie sportretowana przez zespół występujący na scenie. Oni nie grają. Oni są tymi typami osobowości, które spotykamy na co dzień!

Jak wspomniałem wyżej w sztuce jest sześć ról: dwie męskie i cztery kobiece. Z całym szacunkiem i uznając kunszt aktorski całego zespołu, moją uwagę przyciągnęły matka, czyli #Szczęśliwa Irenka – Izabela Dąbrowska i córka, czyli #Barbi – Karolina Charkiewicz.

Sposób w jaki Izabela Dąbrowska pokazuje swoją przemianę ze zwyczajnej matki/żony w Szczęśliwą Irenkę, wart jest wszystkich nagród. Dorównuje jej Karolina Charkiewicz jako ortodoksyjna młoda ekolożka z tym, że ona cały czas jest niezmienna w swoim postępowaniu i przekonana o słuszności swoich sądów. Obie panie dają pokaz aktorstwa na najwyższym poziomie.

Role rozpisane dla panów są o wiele spokojniejsze, co powoduje, że nie mogą oni zabłysnąć taką ekspresją jak panie. Ale mąż/ojciec – Michał Czernecki (#KołczMark) też, podobne jak jego żona, przechodzi całkowitą metamorfozę i robi to znakomicie. Brawo!

No i wreszcie jest ona – AI, czyli po naszemu – sztuczna inteligencja, grana przez Olgę Sarzyńską - #CyberWoman. Wyskakuje jak diabeł z pudełka, wywraca do góry nogami całe życie rodzinne, staje się demiurgiem kreującym postępowanie rodziców, babci i dzieci. A to po prostu upostaciowienie algorytmów z social mediów. Brrr! Dla mnie to nowa forma horroru, która zastępuje dawne opowieści o strzygach, wampirach czy zombi.

No właśnie – zombi. Od następnego dnia po premierze byłem nad morzem i tam, w „pięknych okolicznościach przyrody”, ku swojemu przerażeniu, co krok natykałem się na zombi.

Piękna pogoda, słońce, szum fal, właściwie pusta plaża,  rozwrzeszczane dzieci wróciły do szkół, a brzegiem spacerują lub siedzą na przyniesionych dmuchańcach, fotelikach i leżakach silwersi (niektórzy już w naprawdę podeszłym wieku) i wpatrując się w małe ekraniki rolują, i starają się trafić w malutkie klawiaturki! Groza!

Bardzo jestem ciekaw, czy Wawrzyniec Kostrzewski też miał takie spostrzeżenia?! W każdym razie ta zbitka sytuacji, które widziałem na scenie z tymi, które zobaczyłem na plaży, na żywo, zrobiła na mnie duże wrażenie. W teatrze zakończenie sztuki odebrałem jako swego rodzaju naciągnięcie rzeczywistości, bo nie do końca przyjmowałem, że otrzeźwienie rodzinne ominęło tę właśnie osobę. W moim rankingu ona była pierwszą do otrzeźwienia. Tym większe słowa uznania dla autora i reżysera, że sztuka kończy się właśnie tak, jak się kończy, bo ja miałem możliwość natychmiastowej weryfikacji swojego poglądu na temat uzależnień pokoleniowych.

No nie jest to optymistyczne zakończenie, ale radzę Państwu zobaczyć „Rodzinę w sieci, czyli polowanie na followersów” wyreżyserowaną przez Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Kamienica! Jest co oglądać. Jest co posłuchać. Jest ogromny materiał do przemyślenia po spektaklu.

Jeszcze koniecznie trzeba zwrócić uwagę na wizualizację autorstwa Franciszka Barcisia i muzykę Piotra Łabonarskiego. Bez tych elementów to przedstawienie nie zaistniałoby. To trzeba zobaczyć i usłyszeć! Naprawdę!

Tak jak w najlepszym daniu super ważne są przyprawy, tak w przedstawieniach teatralnych smaku całości dodają detale. W tej inscenizacji ogromną rolę odgrywają głosy puszczanie z taśmy. Widzowie słyszą powszechnie znany z filmów przyrodniczych głos Krystyny Czubówny. Ale prawdziwy szok można przeżyć, gdy w na koniec spektaklu dochodzi do dialogu postaci ze sceny z Emilianem Kamińskim! To jest kolejny, po wizualizacji, majsterszyk techniczny jaki oferują widzom Teatru Kamienica twórcy „Rodziny w sieci, czyli polowanie na followersów”.

Źródło:

Materiał nadesłany