EN

3.02.2025, 11:24 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Przebłyski

„Przebłyski” Serge'a Kribusa w reż. Agaty Dudy-Gracz z Teatru Gudejko w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Grażyna Gudejko

Oglądając spektakl premierowy „Przebłysków” Serga Kribusa, w tłumaczeniu Bogusławy Frosztęgi, powstały przy potrójnym udziale Agaty Dudy-Gracz (reżyseria/scenografia/kostiumy) w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie, doświadczyłem uczucia sporego zadziwienia.

Po pierwsze: TAKI spektakl zaistniał dzięki prywatnym podmiotom?! Bo jego temat sytuuje go zdecydowanie po stronie najtrudniejszych z możliwych w odbiorze i kojarzy mi się bardziej z tak zwaną misją społeczną teatrów państwowych, a nie prywatnych, impresaryjnych. Nie twierdzę, że w tych pierwszych nie ma w ogóle tego typu spektakli, ale że jest ich nad wyraz skąpo, to fakt. A ponieważ przyroda nie znosi próżni, to ten deficyt (bo nie można powiedzieć, całkowity brak) znakomicie wykorzystał Teatr Gudejko, wspólnie z Krystyną Demską-Olbrychską i Danielem Olbrychskim. 

Po wtóre: aby tak ambitne przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem, muszą zostać spełnione wszystkie konieczne warunki: znakomity reżyser, równie znakomity zespół aktorski, do tego scenografia, kostiumy, muzyka, no i oczywiście tekst, a w przypadku, gdy jest zagraniczny, w bardzo dobrym tłumaczeniu.

W przypadku „Przebłysków” wszystkie te warunki są spełnione i od razu, na wstępie powiem, że ten spektakl uważam za jedno z najlepszych i równocześnie najważniejszych przedstawień od wielu lat.

Oczywiście nie mogę dokładnie opisać fabuły, więc wspomnę tylko, że ma kilka poziomów. Na pierwszym jest rozmowa małżonków rozliczających całe swoje życie. Całe, nie tylko to wspólne. A przyszło im żyć w czasach koszmarnych, tzn. w czasach Holokaustu, w okresie II wojny światowej. Oboje są Żydami. Ona przeżyła wraz całą rodziną. On ocalał jako jedyny ze swojej. To poskutkowało absolutnie nieusuwalną traumą powodującą jego agresję do wszystkiego i wszystkich, łącznie z własną żoną. To właśnie jest ten drugi poziom, wpływ wydarzeń historycznych, na losy jednostek i możliwość refleksji nad tym. 

Przebłyski” są spektaklem niezwykłym, nie tylko przez kryjącą się w nim tajemnicę oglądanych postaci. Już sama historia jego powstania jest ciekawa, albowiem tekst napisany został przez Francuza (Serge Kribus) specjalnie dla Daniela Olbrychskiego, z myślą o graniu go we Francji, w tym właśnie języku. Jednak Olbrychski postawił warunek, że najpierw musi się odbyć premiera w Polsce, a rolę kobiecą ma zagrać Jadwiga Jankowska-Cieślak. I całe szczęście, że tak się stało, chociaż ostateczny tytuł pojawił się na krótko przed premierą. Wcześniej brzmiał on „Rosa i Abrasza” (to imiona bohaterów). 

Zdecydowanie bardziej adekwatnym jest ten, pod którym odbyła się premiera! Dlaczego? Muszą się Państwo przekonać sami. W każdym razie uważam, że jest trafny w stu procentach!

Na scenie cały czas przebywają cztery osoby: długoletnie małżeństwo, właśnie Rosa (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i Abrasza (Daniel Olbrychski). Można powiedzieć, że ta dwójka jest w czasie rzeczywistym. Oprócz nich widzimy cały czas identycznie ubrane i bardzo często naśladujące poczynania, ruchy i gesty głównej pary, ich „młode alter ego”. Są nimi Maja Kleszcz i Wojciech Krzak, niby postacie drugoplanowe, ale bez nich spektakl by nie istniał.

Wprowadzenie tych dwóch postaci było pomysłem Agaty Dudy-Gracz i początkowo mocno zaskoczyło autora tekstu obecnego na tej światowej prapremierze. Wścibskie wróble teatralne dowiedziały się, że już w czasie przedstawienia bardzo mu się ten pomysł spodobał. Tak samo, jak wcześniejszy, ten ze zmianą tytułu.

Maja Kleszcz i Wojciech Krzak oprócz działań aktorskich zapewniają również oprawę muzyczną przedstawienia na żywo. I trzeba podkreślić, że jest to kolejny znakomity element całości. Piosenki, songi czy wokalizy wykonywane przez Maję Kleszcz są na najwyższym poziomie profesjonalizmu. Idealnie dopasowują się do gry dwójki głównych bohaterów.

Daniel Olbrychski gra bardzo starego, totalnie zmaltretowanego przez życie, zgorzkniałego człowieka, mającego pretensje do całego świata i wszystkich ludzi. Jest wrakiem człowieka nie tylko fizycznie, ale głównie psychicznie. Olbrychski fenomenalnie żydłaczy (żydłaczyć pot. «mówić po polsku ze specyficzną intonacją». Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego). Jeszcze w połowie ubiegłego wieku ten termin był w powszechnym użyciu, jednak po roku 1968 nabrał bardzo pejoratywnego znaczenia. W „Przebłyskach” nie ma śladu drwiny, wyśmiewania, poniżania, parodiowania. Jest dobiegający kresu swych dni Żyd, który zdobywa się na najintymniejsze wyznania w czasie rozmowy ze swoją żoną – Rosą. W tej roli oglądamy znakomitą Jadwigę Jankowską-Cieślak. Bardzo dawno nie widziałem tej aktorki na scenie i po premierze tej sztuki mój żal z tego powodu tylko powiększył się. Jej rola wypracowana wspólnie z reżyserką jest zjawiskowa. Cały spektakl jest oniryczny, ma niesamowity bajkowo senny klimat i jest zbudowany na kontrastach: czarny – biały, w świetle – w mroku, brutalność Abraszy – zwiewność Rosy. Jankowska cały czas porusza się jakby popychana delikatnymi podmuchami wiatru, jej drobne kroczki i wykonujące fantastyczne ewolucje dłonie kojarzyły mi się z poruszanymi wiatrem trzcinami, łanami zboża lub falującymi polipami z rafy koralowej. Za to głos! Dobrze, że sztuka miała swoją premierę na scenie Akademii Teatralnej. Mam nadzieję, że chociaż część studentek (i studentów) obejrzy ten spektakl i posłucha jak należy poruszać się po scenie i operować głosem, w każdej sytuacji: tyłem do widowni, przodem, szepcąc, mówiąc podniesionym głosem, stojąc, siedząc, leżąc, zastygając w bezruchu, tańcząc, itd. I to wszystko, prawie cały czas, w dużym kapeluszu z woalką, co powoduje, że twarz widoczna jest z rzadka. Główny przekaz do widza zawarty jest w głosie i mowie ciała. A więc - DYKCJA! Moja sugestia dla młodych - nagrać tę rolę i ćwiczyć na zajęciach!

W „Przebłyskach” widać i słychać niesamowitą synergię twórców: Agaty Dudy-Gracz i Katarzyny Łuszczyk, która ustawiła światła w sposób stwarzający czarodziejski klimat, oraz całego zespołu aktorskiego – młodej i starej Rosy (Maja Kleszcz i Jadwiga Jankowska-Cieślak) i Abraszy w dwóch postaciach (Wojciech Krzak i Daniel Olbrychski). Wszystko jest dopracowane po mistrzowsku. Wszystko pasuje do siebie w sposób znakomity. Działania aktorskie napędzane są muzyką i punktowane światłem. Scenografia sprawia wrażenie oszczędnej i surowej, jednak zapełnia w sposób przemyślany całą scenę. Kostiumy idealnie odpowiadają granym postaciom, zarówno formą, jak i kolorem.

Cały spektakl poruszył mnie głęboko, ale trzy sceny są warte wszystkich pieniędzy. Scena tańca Rosy i Abraszy, w trakcie której Abrasza chwilowo „mięknie”. Jak oni to tańczą! Slowly, slowly, a jak intensywnie, z jaką ukrytą miłością! W podobnym klimacie utrzymana jest „scena łóżkowa”. To określenie ująłem w cudzysłów, bo muszą Państwo zobaczyć pomysł na nią i jej zagranie! Jedno i drugie, czyli pomysł i wykonanie - fenomenalne! Trzecią sceną jest rozmowa Abraszy z Tate, w którego wciela się Jankowska-Cieślak. Cudowna, poruszająca scena.

Cała inscenizacja jest jakby wyjęta z obrazów Chagalla. Prawie cały czas akcja toczy się w trochę sennym rytmie. Ale napięcie jest tak nieprawdopodobne, że nie wierzę, aby kogokolwiek zostawiła obojętnym. Bo w sumie jest to spektakl o miłości na całe życie, a nawet poza nie!

Dziękuję wszystkim osobom zaangażowanym w powstanie w Warszawie światowej prapremiery „Przebłysków” Serge'a Kribusa, jak również biorącym w niej udział za to, że oglądając efekty ich pracy miałem możliwość doświadczenia takich przeżyć tego wieczoru!

Źródło:

Materiał nadesłany