„Hair” Galta MacDermota w reż. Antoniusza Dietziusa w Teatrze Muzycznym Proscenium w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
„Let the Sunshine – Let the Sunshine In” [wpuśćcie słońce, pozwólcie świecić słońcu].
Na początku były dwa byty artystyczne, które szybko przekształciły się w zjawiska socjologiczne. Pierwszy „Hair”, to musical sceniczny Geromea Ragniego i Jamesa Rado, oparty na wątkach autobiograficznych autorów, z muzyką Galta MacDermota, którego premiera odbyła się w off-off-broadwayowskim Public Theatre, w 1967 roku. Kontrakt opiewał na sześć tygodni, został przedłużony o 45 spektakli, a spektakl był grany ponad 1750 razy. Zrobił on tak kolosalne wrażenie na Miloszu Formanie, że przez ponad dekadę dążył do nakręcenia jej filmowej wersji. Udało mu się to dopiero 1979 roku i śmiało można powiedzieć, że było to jedno z tych wydarzeń artystycznych, które w pewnym sensie wpłynęły na losy świata. Dekady lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku, na całym świecie pełne były buntów i protestów młodzieżowych, a „Hair” miało w nich niezaprzeczalny udział. To w tym scenicznym i filmowym musicalu najpełniej wyrażały się idee głoszone przez tzw. dzieci kwiaty, czyli popularnych hippisów. Podkreślam – to były wydarzenia sprzed 50 – 60 lat. Czy są one już tylko i wyłącznie historią? Otóż nie!
Najlepszym potwierdzeniem tego jest najnowsza, warszawska inscenizacja „Hair”, która miała ostatnio miejsce za sprawą PROSCENIUM Teatru Muzycznego, na jak zawsze gościnnej Scenie Relax. Jej twórcami są: Antoniusz Dietzius, który zajął się inscenizacją i reżyserią; Santiago Bello – twórca rewelacyjnej choreografii; Jarosław Praszczałek – kierownik muzyczny, grający na żywo wraz ze swoim zespołem muzycznym; Adrianna Furmanik-Celejewska i Marta Dywicka – odpowiedzialne za przygotowanie wokalne zespołu; Michał Piskorski i Krzysztof Gantner – którzy fantastycznie wyreżyserowali światła do spektaklu; Paulina Skowrońska – której część kostiumów jest autentykami z epoki, a te powstałe teraz, niczym nie różnią się od oryginałów! Scenografię i rekwizyty stworzyli Antoniusz Dietzius, Bartłomiej Szrubarek, Mateusz Otłowski i wreszcie dwie osoby, dzięki którym wszyscy pozostali otrzymali materiał do pracy, czyli tłumacze - Paulina Skowrońska i Antoniusz Dietzius. Oni wszyscy wykonali gigantyczną robotę, której efekty są porywające.
Cały spektakl, pomimo wcale nie wesołej treści, przepojony jest niesamowicie pozytywną energią. Ta inscenizacja w niczym nie odstaje od swoich pierwowzorów! Przez ponad dwie godziny widzowie są świadkami ferii barw, dźwięków, wspaniałych układów tanecznych (szczególnie tych grupowych), młodzieńczej energii i radości życia.
Jest też druga strona medalu. To treść! Okazuje się, że hasła głoszone ponad pół wieku temu przez ruchy kontrkultury kontestacyjnej, nadal są aktualne! „Make love, not war ” nic nie straciło na aktualności. Wtedy dotyczyło wojny w Wietnamie, obecnie tej toczonej przerażająco blisko naszych granic! W „Hair” młodzi są za pokojem, tolerancją, równością wszystkich ludzi bez względu na płeć, kolor skóry, religię którą wyznają, lub nie, orientacje seksualną itd. Przerażające jest to, że przez te ponad pięćdziesiąt lat nic się nie zmieniło na lepsze. Ba! według bardzo wielu (w tym niżej podpisanego), jest jeszcze gorzej! Przecież pojawiły się media społecznościowe, które stworzyły nowe możliwości i dopiero otworzyły wrota do piekieł.
Na spektaklu premierowym w Relaxie, siedziałem wśród wypełnionej po brzegi widowni, zapełnionej w większości przez ludzi młodych, lub bardzo młodych. Miałem więc możliwość nie tylko chłonąć to co dzieje się na scenie, ale również obserwować reakcje widzów. Moje przed spektaklowe obawy o możliwe rozminięcie się tamtych, „hippisowskich” tematów i haseł z tymi, które są ważne dla ich wnuków, zanikały w miarę trwania przedstawienia. Młodzież fantastycznie wyłapywała i reagowała na wszystkie poważniejsze treści, wątki i przesłania pojawiające się w tekście.
Oglądając „Hair” nie mogłem wyjść z podziwu nad sprawnością oglądanego zespołu artystycznego. Przecież w większości to nie są tzw. „zawodowcy”, tylko bardzo młodzi pasjonaci tańca, muzyki i śpiewu, którzy dostali te role po przejściu wymagającego castingu. W programie wymienionych jest oprócz dwójki „Starszych” [Marta Rodziejczak i Mateusz Otlowski] 18 nazwisk, a wścibskie wróble teatralne dowiedziały się, że chętnych było ponad 1 tysiąc osób. Raz jeszcze potwierdziłem słuszność mojego twierdzenia (co prawda dotyczącego głównie sportu), że amatorzy często dorównują zawodowcom, a nierzadko przewyższają ich umiejętnościami. W musicalach jest to wyjątkowo trudne, bo jest to kategoria 3 w 1! Tu trzeba umieć wspaniale tańczyć, znakomicie śpiewać i mieć zdolności aktorskie! Wszyscy, których oglądamy w tej inscenizacji „Hair” spełniają ten warunek.
Są trzy role wiodące: w Sheilę Franklin wciela się Angelika Izabela Kurowska w George'a Bergera - Mateusz Tomaszewski; a Claude'a Hoopera Bukowskiego - Michał Talar. W Brać / Plemię wciela się piętnaścioro wspaniałych młodych i bardzo młodych ludzi (najmłodszy, w dniu premiery kończył szkołę średnią i dopiero będzie pisał maturę). Liudmyla Aisata-Bolli; Emilia Batko / Dominika Kozak; Anna Fijałkowska; Weronika Jeleśniański; Karolina Łykowska; Natalia Podsiadła; Dominika Sobol; Karina Szurek; Wiktor Bałtaki; Jakub Boros; Daniel Hutor; Antoni Łuczak; Bartłomiej Szrubarek; Rafał Tomaka, tańczą i śpiewają tak jakby stanowili jeden organizm!
W czasie przedstawienia podziwiałem również znakomite efekty techniczne, które pomimo dosyć skromnych (w stosunku do zawodowych teatrów) możliwości tej sceny, udały się znakomicie! Nic dziwnego, że po zakończeniu premierowego przedstawienia prezes Fundacji Artystycznej PROSCENIUM – Artur Gancarz, serdecznie dziękował „technice” [Karol Sałuda, Maciej Stanik].
Gancarz jest twórcą, dobrym duchem i motorem napędowym PROSCENIUM Teatr Muzyczny i pomimo ogromnych trudności organizacyjno-finansowych (ta inscenizacja „Hair” jest jedyną w Polsce pozbawioną dotacji państwowych) doprowadził już do czwartej premiery znakomitych, stojących na bardzo wysokim poziomie artystycznym spektakli muzycznych, bo „Hair” jest właśnie czwartą produkcją tego Teatru, wystawianą na Scenie Relaks. Ta współpraca przynosi znakomite efekty! Mogą się Państwo przekonać o tym idąc do tzw. kultowego miejsca w Warszawie, czyli dawnej siedziby kina Relax, a obecnie Sceny Relax. Ja przeżyłem niesamowite de javu, bo w 1980 r. w tym samym miejscu, oglądałem z wypiekami na twarzy słynny film Milosza Formana. A teraz, po 54 latach musical „Hair” oglądany na scenie teatralnej podobał mi się tak samo!
Idźcie Państwo i przekonajcie się sami!
„Let the Sunshine – Let the Sunshine In” [wpuśćcie słońce, pozwólcie świecić słońcu].