„20 lexusów na czwartek” wg scen. i w reż. Marcina Zbyszyńskiego w Teatrze Potem-o-tem w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
To jest recenzja teatralna, ale zacznę troszkę metafizycznie, bo od cudów. Jak nie wierzyć w nie skoro na tej samej ulicy Nowolipki w Warszawie zdarzyły się aż dwa?! Kto ciekawy tego pierwszego, niech zapyta wujka G. wstukując hasło „cud na Nowolipkach”. Oj, działo się w październiku 1959 roku! Drugi cud wydarzył się zupełnie nie dawno, bo w pierwszej połowie tego roku. Bo czyż nie jest nim fakt, że instytucja kulturalna, jaką niewątpliwie jest teatr, zajmuje lokal w miejsce jednego z największych banków w Polsce? Zwyczajowo, do tej pory, to banki rugowały instytucje kultury i inne przydatne do życia mieszkańców placówki. A tu proszę, na rogu ulic Nowolipki i Andersa, na warszawskim Muranowie, w miejscu okupowanym od lat przez kolejne banki, pojawił się profesjonalny Teatr Potem-o-tem. Co prawda już w 2016 r. młodzi zapaleńcy zawiązali grupę o tej nazwie i zaczęli grać spektakle, a w 2018 r. zarejestrowali się jako Stowarzyszenie, ale jeszcze przez kilka lat tułali się, bez własnej siedziby. Aż do początku tego, czyli 2023 roku, gdy wydarzył się wspomniany na początku drugi cud na Nowolipkach i zespół po otrzymaniu lokalizacji pierwsze przedstawienia w swojej już siedzibie mógł zacząć grać w maju tego roku. „Młodych Gniewnych” jest dwadzieścia osób (co prawda bez Michelle Pfeiffer) i wystawiają cieszące się dużą popularnością spektakle, tworzone przez i kierowane głównie do pokolenia millennialsów i postmillennialsów. Ale oczywiście oglądają je również widzowie z innym PESELEM.
Ja wybrałem się na „20 lexusów na czwartek" według scenariusza i w reżyserii Marcina Zbyszyńskiego. To piąta premiera tej grupy, grana od 2019 r., przez cały okres poszukiwania swojego stałego miejsca, w najprzeróżniejszych pomieszczeniach. Wszystkie te „sceny” były kameralne. Tak jak ich obecna siedziba, w której nie ma już na szczęście śladu po banku.
Byłem niezmiernie ciekaw transformacji z sali operacji bankowych na salę mieszczącą scenę i widownię. I przyznaję, że nie poznałem tego miejsca, w którym tyle razy bywałem. Na pewno obecny wygląd dużo bardziej mi odpowiada!
Od samego wejścia czuć dobrą energię. Pełno młodych ludzi pełniących różnorakie funkcje, niezbędne do działania teatrów, ale w tym przypadku bez nadmiernej sztywności i uduchowienia. Widz od razu wyczuwa przyjazną atmosferę. Z wcześniejszych informacji wiedziałem już, że scena może być każdorazowo dostosowywana do potrzeb konkretnego spektaklu. Tym razem publiczność siedziała po obu stronach dłuższych boków sali, przy tych krótszych stały małe schodki, a akcja toczyła się po środku, w najbliższej odległości od widzów. To bardzo ważne, bo w spektakl wpisane są interakcje występujących z oglądającymi.
A gdy zaczęło się przedstawienie otrzymałem to, na co liczyłem!
Szedłem do Potem-o-tem ze świadomością, że trzon zespołu stanowią absolwenci Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. A jak poucza nas pewna rozpaczliwie poszukująca poklasku celebrytka teatralna, która kilka razy bez powodzenia zdawała na reżyserię do PWSFTiTV w Łodzi: „(…) absolwenci warszawskiej Akademii są słabo przygotowani do pracy we współczesnym, poszukującym teatrze artystycznym. Czyli takim teatrze, który nie opiera się na konwencjonalnym aktorstwie wcieleniowym, tylko wymaga pewnych jakości performerskich (…) Akademia Teatralna pozostaje szkołą anachroniczną, bo generalnie nie wyposaża swoich absolwentów w takie kompetencje (…)”.
Ufff! Co za ulga! Wyszło na moje, że to tylko taka nie przepracowana trauma i patostream, łapiący jak najwięcej kliknięć. Wspaniałym paradoksem jest to, że widz nie tylko może sam zweryfikować opinię o umiejętnościach absolwentek i absolwentów Akademii Teatralnej, ale akurat w części spektaklu „20 lexusów na czwartek" pokazany jest mechanizm działania osób rozsiewających w mediach takie treści. Gorąco zachęcam tę celebrytkę do zobaczenia na czym polega jej problem i co potrafią aktorki i aktorzy po Akademii z ul. Miodowej. Wystarczy przyjść do Teatru Potem-o-tem na Muranowie.
Ja widziałem i jestem pod wrażeniem! Przyznam, że po tym spektaklu odzyskałem wiarę w humor młodego pokolenia. W prawdziwy humor! Nie grubo ciosane dowcipupasy czy tanie polityczne żarciki.
Najwyraźniej młodzi artyści wzięli sobie do serca fakt, że mają w nazwie swojego teatru wyimek z tekstu mistrza polskiej komedii Aleksandra hr. Fredry. W scenie V sztuki „Pierwsza lepsza czyli nauka zbawienna. Komedya w jednym akcie wierszem” jest właśnie ten tekst:
„(…) Alfred.
A, to mnie diabeł takim nabawił kłopotem!
Żenić się nie ożenię, ale...
Zdzisław.
Potém o tém.
Alfred (do Marty).
Nie jest pora ni miejsce, o tém dłużej prawić,
Przyjdę więc wkrótce do niej; lecz gdzież się mam stawić?(…)”
Podziwiam młode pokolenie artystów zaangażowanych w powstanie i działanie Teatru Potem-o-tem, za kreatywność i otwarcie na nieoczywiste rozwiązania.
Już kilka razy wspominałem o wykonawcach. W spektaklu „20 lexusów na czwartek", który ja widziałem, wystąpili: Agata Różycka (COACH ELA) i informacja dodatkowa – po Akademii Teatralnej w Warszawie; Maria Sobocińska (ALEX) – AT Warszawa; Eliza Rycembel (MARTA) - AT Warszawa; Filip Kosior (MARIUSZ) – AT Warszawa; Jan Marczewski (DARIUSZ) – AST Kraków; Piotr Piksa (KAROL) - AT Warszawa.
Akademia Teatralna w Warszawie i Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie mogą być dumne, że wykształciły tak wspaniałe aktorki i aktorów, tak znakomicie przygotowanych do wykonywania „pewnych jakości performerskich”.
Z występujących sześciu osób każda miała do zagrania zupełnie inny typ charakterologiczny. Jest to szczególnie ważne w sztuce pokazującej pracę coacha w grupie i z indywidualnym uczestnikiem. To jest bardzo delikatny temat szczególnie, gdy na widowni może trafić się zawodowiec, znający temat z autopsji. Odgrywane sytuacje nie mogą być „podkręcane”, nie mogą być karykaturą, totalnym obśmianiem i wyszydzeniem. To samo dotyczy zachowań „pacjentów” - nie mogą być przerysowane.
To co pokazuje młody zespół Teatru Potem-o-tem jest perfekcyjne. Jest w tym również ogromna zasługa autora scenariusza i reżysera Marcina Zbyszyńskiego. Nie dość, że stworzył znakomity tekst, mówiący o poważnych sprawach (bo poruszane tematy są naprawdę fundamentalne w dzisiejszych czasach), to zrobił to w sposób akceptowalny do słuchania i oglądania. Gdyby grać ten spektakl całkowicie na poważnie, byłby bardzo trudny w odbiorze. W wersji zaproponowanej przez Zbyszyńskiego oraz aktorki i aktorów Teatru Potem-o-tem, jest to spektakl znakomity.
Nie mogę pominąć pozostałych twórców (również młodego pokolenia). Ogromne wrażenie zrobiła na mnie muzyka (Skodo) oraz video i światło (Darek Redos). Bez nich spektakl by nie istniał! Niektóre zaskakujące, ale równocześnie adekwatne do postaci były kostiumy Irmy Tylor, a układy choreograficzne Natalii Kielan to majstersztyk. Intrygująca była wyświetlana grafika Stefanii Michery, a scenografka Joanna Załęska musiała wykazać się nie lada pomysłowością, w tworzeniu na tak małej przestrzeni.
Nie ukrywam, że po „20 lexusach na czwartek” z dużym zainteresowaniem będę obserwował działalność tego nowego teatru, który pojawił się w ważnym dla mnie miejscu Warszawy.
Wszystkim Państwu, bez względu na Wasz PESEL, gorąco polecam zobaczenie „20 lexusów na czwartek” w Teatrze Potem-o-tem. Innych przedstawień nie widziałem, więc się nie wypowiadam.
A na koniec jeszcze niespodzianka: zgodnie z programem, w spektaklu faktycznie występują gościnnie: Małgorzata Zajączkowska, Mariusz Jakus, Jerzy Radziwiłowicz.