Inauguracją sceny kameralnej Opery Wrocławskiej (Aula Leopeldyńska) była premiera miłej opery Georga Philippa Telemanna "Pimpinone". Rzecz o służącej w domu bogatego starego kawalera, która stopniowo awansuje do tytułu pani domu: męża, oczywiście, spychając do roli pomywaczki (pomywacza), odbyła się pod patronatem trzech cesarzy, Ducha Św. i dwóch, zasiadających w lożach rektorskich, lokai. Mniej więcej taką scenografię zafundowała sala, czym zresztą inscenizator zbytnio się nie przejął, tworząc dodatkowy (śmiem sądzić, że niezamierzony) efekt komiczny. Orła w tylnej niszy zakryto jakby całunem, a może raczej białym welonem, spod którego wyzierał tylko łeb ze złoconą koroną i grzbiety skrzydeł. Atmosferę domowego zacisza(?) zaznaczały dwa świeczniki, wspomniani lokaje i umieszczone w programie libretto. Miało ono zresztą znaczenie kluczowe, jako że śpiewacy, choć używali języka polskiego, rozumiani jedynie bywali. Sporadycznie. W ni
Tytuł oryginalny
Okiem Leopolda
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 68