Nieczęsto udaje się nam zobaczyć przedstawienie od początku do końca dobre. Bez żadnego pęknięcia. Taki właśnie jest toruński spektakl "Paternoster". Dramat nie należy do łatwych. Lepiej wybrać się na spektakl kilka minut wcześniej i zapoznać z programem. Choć nawet ci, którzy nie do końca sztukę zrozumieli, nie zrazili się. Pewna starsza pani stwierdziła po spektaklu, że niewiele pojęła, więc koniecznie musi... przyjść jeszcze raz. Skąd ta wytrwałość? Zapewne stąd, że już po kilku chwilach spędzonych na widowni wiemy: to robili profesjonaliści. W dodatku robili z polotem. Kogo nie zaskoczyłby widok, na przykład, pasa startowego, takiego jak na lotniskach? Porządnego, z lampkami, ciągnącego się hen, hen, daleko? Ale zaskakiwać pomysłami to jedno, a zaskakiwać płynnością, dopracowaną w najmniejszych szczegółach, to drugie. W toruńskim przedstawieniu nie widać szwów. A to wcale nie taka prosta sprawa. Bo "Paternoster" skła
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Pomorska" nr 274