"Och, Pinokio!" w reż. Macieja Wojtyszki w Operze Krakowskiej. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Nie ma powodu, żeby wyrażać radość z powodu tego "Pinokia". Należy raczej ubolewać, że powstało widowisko ciężkie i krzykliwe. Baśń Collodiego została sprowadzona do podstawowej fabuły, przygody drewnianego pajacyka straciły magię i delikatny humor, trudno też dostrzec przemiany charakteru tytułowego bohatera. Wszystkie postaci zresztą narysowano grubą krechą - to musical, więc pewne uproszczenia są możliwe, ale tutaj poszły za daleko. Może dlatego, że śpiewacy opery i operetki nie potrafią grać, a raczej grają tak jak zawsze. Czyli dobitnie recytują, gestykulują i albo popisują się nadekspresją, albo w ogóle ekspresji nie mają. Gdy zaś śpiewają, kiepska dykcja utrudnia zrozumienie tekstu. Maciej Wojtyszko jakby nie mógł się zdecydować, czy chce zrobić spektakl współczesny, czy staroświecki. Musicalowy czy operetkowy. I po co te dwie konwencje na siłę żenić. Zwłaszcza że są one w gruncie rzeczy - mimo różnych kostiumów -