Teatr Studio przyzwyczaił swoich widzów do eksperymentów z przestrzenią. Tym razem miejscem gry jest długi, ciemny korytarz biegnący wzdłuż widowni, zakończony wielkimi żelaznymi wrotami odgradzającymi od niepokojącego lochu sceny. Krzesła dla widzów ustawiono pod ścianami, tak jak w poczekalni u dentysty. Jest ich tylko 35. W tej scenerii zagrano polską prapremierę "Ofiar obowiązku" Eugene'a {#au#52}Ionesco{/#}. Do podobnych zabiegów odnoszę się zawsze z dużą rezerwą. Przenoszenie sceny w najdziwniejsze zakamarki teatru stało się chlebem powszednim artystów chcących uchodzić za awangardowych. Tym razem jednak nie chodzi o nie przemyślane epatowanie widza. Ta przestrzeń jest żartem, podobnie jak żartem w bardzo dobrym guście jest cały, trwający zaledwie godzinę, spektakl. Ionesco w Studio zaczyna się od dźwięku odkurzacza dobywającego się gdzieś zza drzwi, o którym można powiedzieć, że jest drażniący i banal
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 258