We wzniosłych przemowach rozpoczynających drugą edycję TopOFFFestiwalu - ogólnopolskiego konkursu najlepszych offowych spektakli sezonu teatralnego - usłyszeć mogliśmy, że off to nie jest gorszy teatr. Przedstawiono go jako ruch, który przetrwa każdy kryzys, że niczym zapalona pochodnia kroczy pół kroku przed innymi a w dodatku posiada walor roztrząsania rzeczy ważnych - o II TopOFFFestivalu w Tychach pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Offowy teatr poszukujący nie odszedł nazbyt daleko od mainstreamowego. Czyżby jednak z podziemia chciał wedrzeć się na główne sceny? Na wzniosłych słowach pierwszego dnia się skończyło. Każdy kolejny dzień przynosił pogłębiającą się frustrację i pytanie, czy ktoś widział sześć przedstawień konkursowych i dwa mistrzowskie pokazy (w tej roli Teatr Chorea z Łodzi) przed zaproszeniem do udziału? Off w tym wydaniu nie ma nic do zaoferowania, przynosi hańbę określeniu, które w ostatnich latach zaczęło odnosić się do czegoś elitarnego, zdawało się nazywać to, co stanowi odskocznię od codzienności i przeintelektualizowania mainstreamu. Wielbiciele offu poszukują nowych doznań, chcą być świadkami nowych środków wyrazu, uczestnikami nowych przedsięwzięć, czegoś, co spogląda w przód. W Tychach w zamian dostali tematykę, która nie schodzi z głównych scen polskich teatrów. Całą gamę narzekania na: rasizm, nietolerancję, pełne krzyk