Co się udało Janowi Klacie? - pyta w cotygodniowym felietonie specjalnie dla e-teatru Paweł Sztarbowski
Mierzi mnie "Trylogia" Jana Klaty. Niektóre sceny uwierają mnie bardzo. A z finałem "Pana Wołodyjowskiego", w którym bohaterowie schodzą do kanału na pewną śmierć, nie mogę zgodzić się wcale. Zbyt mocno staje się to wszystko Rymkiewiczowskie, zbyt silnie potwierdza Sienkiewiczowskie sny o potędze w cierpieniu, zbyt skrajnie przywołuje postulat bohaterstwa za wszelką cenę. Zbyt mocno ta scena przypomina pieśń, co gdy krew poczuła, spod ziemi wygląda i jak upiór "krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda". Mimo to uważam "Trylogię" Jana Klaty za arcydzieło. Mało tego! To najlepszy spektakl, jaki obecnie można zobaczyć w Polsce, a reżyser po ostatniej premierze i wcześniejszej "Sprawie Dantona" stał się w moim mniemaniu najważniejszym artystą teatralnym w Polsce. Po takiej deklaracji już widzę żarliwych wielbicieli dajmy na to Jarockiego, Lupy, Warlikowskiego czy Kleczewskiej, jak przecierają oczy ze zdumienia. Już wyobrażam sobie, jak zarzucają mi d