Nie miałem ochoty przyrosnąć do fotela. Uznałem, że trzeba się ruszać. W miniony weekend [25-26 września] pojechałem do Gdańska. A zwieńczeniem trwających przez pięć dni wydarzeń było wędrowne widowisko "Odys-Seas".
W Gdańsku trwały spektakle teatralne, performance, koncerty, wideoinstalacje, wystawy - prezentacje europejskiego projektu SEAS, łączącego artystów dwóch mórz: Bałtyku i Adriatyku. A wszystko to w miejscu niezwykłym i symbolicznym: w dawnej Stoczni Gdańskiej. To kilka kroków od dworca, w samym środku miasta. Hektary rozpadających się, gigantycznych hal fabrycznych, uliczek zarosłych trawą i prowadzących donikąd, rdzewiejące tory zarzucone śmieciami i złomem. Widmowe miasto, świat po zagładzie, jak z anty-utopijnej science-fiction. Planowana jest tutaj budowa nowej dzielnicy, ogromne przedsięwzięcie urbanistyczne. Na razie zaś właściciele terenu udostępniają to wszystko artystom. W jednej z hal otwarto Klub Stocznia. Dwa budynki adaptowano na potrzeby teatrów, z amfiteatralnymi ławami, pełnym oświetleniem, nagłośnieniem itp. A zwieńczeniem trwających przez pięć dni wydarzeń było wędrowne widowisko "Odys-Seas": symboliczny powrót