Spory na temat teatru autorskiego należą już do przeszłości. Kierunek ten - w którym na plan pierwszy wysuwa się twórca spektaklu, traktując tekst literacki jako pretekst do własnej wypowiedzi, a aktora jako obiekt, który ma na równi z innymi środkami wyrazu dotrzeć z nią do widza - zdobył należną mu pozycję. Krąg jego wyznawców stale się rozszerza nie tylko wśród koneserów teatralnych, ale także wśród szerokiego kręgu odbiorców, nie zawsze w pełni jeszcze przygotowanych do odbioru wielowarstwowego spektaklu, wymagającego nie tylko emocjonalnego, ale także intelektualnego stosunku do przekazywanych treści.
Jest to niewątpliwie zjawisko pozytywne, niemniej prowokuje nieraz do dyskusji. W swym pędzie do nowoczesności, której synonimami, stały się: uogólnienie, skrót myślowy, niedomówienie i lapidarność - nasi twórcy teatralni zapominają często o fakcie, że nowe formy wypowiedzi wypracowane są wraz z pojawieniem się nowych treści. Próba np. wystawienia sztuk Becketta, Ionesco czy Mrożka za pomocą tradycyjnych środków wyrazu dałaby nie tylko twór dziwny, ale przede wszystkim nieczytelny; tak jak i próba wtłoczenia w nowe formy teatralne sztuk Szekspira. Rzecz sprowadza się do powszechnie znanej, ale nie zawsze przestrzeganej normy, że każda forma związana jest integralnie z treścią i tylko ta jedna pozwala na pełne jej upostaciowanie i w konsekwencji - prawidłowy odbiór. Prawda ta obowiązuje także w teatrze, więcej - tu właśnie nabiera szczególnego znaczenia. Dramaturg, pisząc swą sztukę ma na uwadze aktualnie obowiązujące środki wyrazu i wie