- Kiedy myślę o twoim teatrze, czy na przykład o tym, co robi Marta Ziółek - a więc osoby z zagranicznym backgroundem - jakoś mechanicznie przychodzi mi do głowy słowo "nonszalancja", oczywiście wobec teatru, który zastaliście w Polsce - z Cezarym Tomaszewskim, choreografem, reżyserem i performerem - rozmawia Maria Magdalena Kozłowska w dwutygodniku.com
CEZARY TOMASZEWSKI: Nonszalancja - nie wiem, na pewno inna szkoła. Można odnieść wrażenie, że teatr w Polsce jest w gruncie rzeczy monolityczny. Mówimy wciąż o nowym teatrze, a zmiany odbywają się głównie na poziomie kapelusza. Królowa brytyjska jest taka sama, tylko kapelusze zmienia. Pod kapeluszem jest to samo, i nie może być inne, bo wychodzi z tego samego systemu edukacyjnego i dystrybucyjnego. Moja edukacja to muzyka, taniec i teatrologia, a zagraniczne doświadczenie pokazało mi myślenie teatralne inne od tego, które znałem z PWST. Doświadczeń się nie wymazuje, tylko zbiera, stąd może odczucie inności mojej pracy. Po szkole tańca w Linz trafiłem między innymi do Wiednia i do Tanzquartier, nowej instytucji, której dyrektorem została Sigrid Gareis. Przedziwna kobieta, która jest kuratorem-wizjonerem, a przyszła po prostu z Siemensa. Siemensa Siemensa? Z korporacji? - No tak, tak. A to było krótko po performatywnym przełomie Jérôme'a Bela.