Dzień niemiecki na opolskiej Odramie okazał się najmniej udany, mimo najciekawszego materiału dramaturgicznego, za jaki trzeba uznać sztukę Fritza Katera "Czas kochania, czas umierania". Zawiodły szczególnie etiudy w wykonaniu studentów niemieckich szkół teatralnych z Bochum (Constantin Schule) i Stuttgartu (Matthias-Gaertling-Actingclass), o których można powiedzieć właściwie tyle, że były do bólu szkolne. Młodzi adepci zaprezentowali repertuar tanich sztuczek, którymi ograć można wiele sytuacji - po trzecim dniu Odramy specjalnie dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.
Tym razem nie udały się także improwizacje, które przez wcześniejsze dwa dni były najciekawszym i najbardziej świeżym punktem programu. Arkadiusz Tworus zaproponował psychodramę, w której aktorzy opowiadają swoje autentyczne wspomnienia i przeżycia z dzieciństwa. Wpisało się to w treść dramatu Katera, który w głównej mierze poświęcony jest pamiętaniu i próbach wymazywania "szkodliwych" wspomnień. Jednak psychodrama w pewnym momencie przerodziła się w ckliwe i banalne opowiastki. Szkoda może, że reżyser aktywnie nie uczestniczył w improwizacji i nie pomagał aktorom, gdyż wtedy mógłby próbować naprowadzać ich i prowokować o wiele ciekawsze sytuacje. Z improwizacją nie miała też wiele wspólnego scenka przygotowana przez Bognę Podbielską - nie miała, gdyż aktorzy nie dostali szans na improwizowanie, a jedynie zostali wciśnięci w jakieś pospiesznie narysowane i przez to bardzo sztuczne ramy sytuacyjne. To pewnie dlatego najciekawiej na Od