O „Salonie Poezji” w Teatrze Polskim w Warszawie z okazji 68. edycji Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, pod opieką reżyserską Bożeny Suchockiej, pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.
Historia Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego rozpoczęła się dokładnie 70 lat temu, inicjatorem było Ministerstwo Kultury i Sztuki. I ciągle jest to historia żywa – kolejne pokolenia umacniają jej trwanie. Rok 1953 to czas ponurej rzeczywistości, także dla poetów, ukrywających tropione przez cenzurę treści, a więc i dla tych, którzy chcieli szczerze rozmawiać o poezji, bądź przez poezję rozmawiać o świecie. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk czujnie eliminował niepożądane tropy, a zastraszana prawda kryła się pod maskami, słowo szukało okrężnej drogi do odbiorcy. W takim ponurym czasie zdołano urzeczywistnić miłość do poezji w formie dostępnej dla wszystkich, którzy rozumieli, że w poetyckim słowie można zawrzeć więcej prawdy, niż w propagandzie, symbolu tamtych lat.
Oczywiście, konkurs miał swoje reguły, swoją strukturę. Miał też program, ale – jak inne wtedy poczynania w kulturze – często sterowany. Wprawdzie zorganizowana na przełomie 1958 i 1959 roku VI edycja była poświęcona Juliuszowi Słowackiemu i w wymaganiach repertuarowych znalazły się utwory narodowego wieszcza romantyzmu, ale przeważnie używano konkursu do „obchodzenia” niekoniecznie z kulturą związanych rocznic. W 1960 został poświęcony obchodom XV-lecia PRL, w 1962 polecono upamiętnić nim dwudziestolecie Polskiej Partii Robotniczej, zaś w 1967 uczestnicy mieli uczcić 50-lecie Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Wiadomo, że widz na takich konkursach mógł się spodziewać raczej ideologizujących płodów pseudoliterackich, niż naprawdę godnej uwagi literatury.
Do pierwszego konkursu w 1953 roku zgłosiło się dziesięć tysięcy kandydatów, zasięg był więc od początku ogromny. Przystępowali nie tylko mieszkańcy wielkich miast – wieść o ogólnopolskim święcie poezji zachęciła do uczestnictwa społeczność miasteczek oraz zapomnianych często wsi, w których dostęp do kultury był praktycznie żaden. Eliminacje miały inny niż dzisiaj charakter. Obecnie konkurs skupia recytatorów w dwóch kategoriach: młodzieży szkół licealnych oraz dorosłych – niezależnie od wieku, zawodu… Te kategorie są „wiecznotrwałe” (choć różnie były nazywane), ale od 1953 roku była jeszcze kategoria zawodowych artystów pracujących w teatrze, radio i telewizji oraz dla studentów szkół teatralnych. Jedną z głównych nagród zdobył wtedy Wojciech Siemion (reprezentował Państwowy Teatr Ateneum w Warszawie) i potem przez całe życie pozostał wierny sztuce słowa. W 1961 roku zrezygnowano z udziału profesjonalistów. Uczestnicy mogli się zgłaszać w trzech kategoriach: amatorów (cyt. za regulaminem: robotnicy, chłopi, inteligencja pracująca, wolne zawody, żołnierze), młodzieży akademickiej (studenci wyższych uczelni, studenci I roku szkół aktorskich oraz słuchacze studiów nauczycielskich) oraz młodzieży szkolnej (uczniowie szkół średnich ogólnokształcących, zawodowych oraz liceów pedagogicznych po ukończeniu 15 roku życia) i taka struktura przetrwała 10 lat.
Pozostawiając organizacyjne konstrukcje, trzeba podkreślić jedno: idea krzewienia polskiego słowa w zdegradowanych czasach przyciągała coraz szersze kręgi – zgłaszali się studenci, robotnicy, żołnierze, nauczyciele, emeryci, rolnicy, ślusarze, kierownicy świetlic, murarze, górnicy, sanitariusze. Choć nie mieli doświadczeń scenicznych, łączyła ich pasja szukania prawdy wewnętrznego przeżycia, którą tu można było wyrazić słowami Mickiewicza, Broniewskiego, czy Gałczyńskiego, a nie poprzez upolitycznione produkcje teatralne jak słynna Brygada szlifierza Karhana.
Pierwszy Konkurs miał finał 26 listopada 1953 roku, na scenie warszawskiego Teatru Roma ogłoszono nazwiska laureatów. Niezwykłe powodzenie sprawiło, że liczba uczestników w ciągu paru lat urosła do kilkudziesięciu tysięcy. Dla ogromnej większości był to pierwszy kontakt z wartościową literaturą, pierwszy impuls do pracy nad słowem. Dla setek, a pewnie raczej dla tysięcy był miejscem startu do przyszłego wymarzonego zawodu – w 1960 roku laureatem głównej nagrody został starszy szeregowy Janusz Gajos (wcześniej kilka razy nie dostał się do uczelni teatralnej), rok później licealista Marian Opania, po 14 latach Artur Barciś, po kolejnej dekadzie – Artur Żmijewski…
W 1971 roku opiekę nad konkursem przejęło od ministerstwa Towarzystwo Kultury Teatralnej i swój pierwszy finał ogólnopolski zorganizowało w Kielcach. Dzięki silnemu zaangażowaniu wielu instytucji kultury i placówek oświatowych udaje się utrzymać ciągłość przedsięwzięcia. Równie nieoceniona jest praca animatorów kultury, pedagogów, pisarzy, aktorów i reżyserów, a także instruktorów ruchu teatralnego. Gromadny wysiłek sprawia, że ciągle konkurs na wszystkich szczeblach daje uczestnikom szansę zrozumienia zasad scenicznej egzystencji poetyckiego bytu. Dla wielu uczestników konkurs jest początkiem artystycznej drogi, zbliża do odkrycia teatru, w którym najważniejsze jest słowo poetyckie.
*
Od jedenastu lat dzięki zaprzyjaźnieniu Towarzystwa Kultury Teatralnej i Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana, można co roku obejrzeć jesienią koncert laureatów OKR na jednej z najważniejszych naszych scen. Do tegorocznego „Salonu Poezji” scenariusz przygotował Lech Śliwonik, nadając – przez przemyślaną kompozycję tekstów recytowanych i śpiewanych – prawie teatralny kształt szczególnemu nad-finałowi „Wolnego Ruchu Twórczej Mowy”. Tak właśnie nazwał konkurs Julian Przyboś i wielka tkwi w tym określeniu prawda. Bo cóż jak nie miłość do twórczej mowy połączyła wszystkich uczestników ruchu recytatorskiego. Mieszkają w najróżniejszych zakątkach kraju, w miastach dużych i małych, uczęszczają do szkół lub uczelni, pracują lub marzą o studiach aktorskich, a wszystkich jednoczy idea: zamieniać literaturę piękną w żywe słowo, by stawało się początkiem rozmowy. Na swój Salon przywożą rozmaite utwory – rozmaite treściowo, formalnie, emocjonalnie. Złożyć z tego scenariusz można tylko dlatego, że jest to naprawdę dobra literatura, a „składający” zna wykonawców i chce im pomóc.
W tegorocznym finale wśród jedenastu laureatów na scenie Teatru Polskiego spotkały się osoby z różnych światów i choć łączyła je ta sama pasja, to powody podążania drogą recytacji są tak różne, jak różne osobowości wykonawców, ich wybory. Dla Teresy Kupracz z Włodawy wystąpienia w konkursie są spełnieniem marzeń z młodości. Otworzyła Salon swoistym prologiem – wierszem „Jacyś ludzie” Wisławy Szymborskiej. Z jej wrażliwej interpretacji przenikało doświadczenie kobiety dojrzałej, z niebywałą delikatnością wprowadzała trudne egzystencjalne treści. Dla recytatorki poezja to źródło natchnienia, a jej spokój i interpretacyjna dojrzałość, pozwoliły słuchaczom zagłębić się w opowieść o ludziach opuszczających swoje rodzinne miasta, zagrożonych wojną, głodem i śmiercią. Poetycką opowieścią Szymborskiej o zbiorowości zastraszonej, pozbawionej życiorysów, bezimiennej, mówiła nie tylko o dawnej wojnie, ale i o dzisiejszej realnej sytuacji – na świecie i przy naszych granicach.
Problemy jakie niesie wojna, ale w bardzo ostrej, wręcz brutalnej opowieści podjął Arkadiusz Jaskulski z Białogardu, laureat turnieju teatrów jednego aktora (wcześniej uprawiał recytację). Dla niego konkurs to droga, którą podąża od wielu lat. Mówi: „poznaję nowe przestrzenie literatury, teatru. I dzielę z innymi.” Fragmentem dramatu „Nasza klasa” Tadeusza Słobodzianka sięgnął do początku II wojny światowej, konkretnie – do wkroczenia Rosjan na wschodnie ziemie. W przesyconym drapieżnością monologu skupił się głównie na emocjonalnym portrecie jednostek. na motywach zastraszenia, dramatycznych wyborów, prób organizowania oporu, rozpadu więzi społecznych, zdrady. Dużo prawdy było w tym okrutnym obrazie.
Pora w tym miejscu wtrącić, że drugim według „starszeństwa”, po recytatorskim, jest turniej poezji śpiewanej – w konkursie od prawie 50 lat. Organizator często podkreśla, że nie przypadkiem „poezja” stoi tu na pierwszym miejscu – nie idzie bowiem o pośpiewanie, ani o wokalny popis, ale o sposób wypowiedzenia, wybrzmienia poetyckiego słowa. W Konkursie są to oczywiście utwory samodzielne, w Salonie trochę spełniają rolę pośredników między recytacjami, na przykład łagodzą drastyczność tekstu, budują nastrój. Dobrym potwierdzeniem tych założeń był występ laureatki I nagrody w turnieju, Mileny Frej. Pięknie wykonanym wierszem Jacka Podsiadło „Tęsknię do kraju tego”, jak gdyby wracała pamięcią i wyobraźnią do kraju, gdzie podnosi się kromkę Chleba z ziemi. Zabrzmiała tu i nuta Słowackiego, i współczesna ballada. Od razu powiedzmy, że jej drugi występ, w końcowej części koncertu, („Do prostego człowieka” Juliana Tuwima) ujawnił umiejętność uderzania słowem i dźwiękiem, agitacyjną ostrość, rodzaj protest-songu. Dla tej studentki prawa, konkurs wydaje się miejscem dającym impuls do śmiałego działania, odwagę do mierzenia się z różnymi poetykami.
Iga Sienkiewicz przedstawiła mądry, poetycki wywód o potrzebie poszukiwaniu ciszy, kiedy nienawiść krzyczy, ryczy, ujada i wyje. Dla młodej recytatorki konkurs jest sposobem na spełnienie scenicznych marzeń; chce grać i recytować i w ogóle robić to, co daje jej szczęście. Dobrze koresponduje z tym marzeniem tytuł Tadeusza Różewicza „Odnaleźć samego siebie”. Również dla Aleksandra Zybranta recytacja jest sposobem na życie, a przynajmniej sposobem szukania drogi. Zaprosił słuchaczy do takiego poszukiwania – sedna poezji, prób jej odczytywania. To wszystko za pomocą fragmentu utworu Nancy H. Kleinbaum „Stowarzyszenie umarłych poetów” (był ongiś bardzo dobry i mądry film).
Zuzanna Matusiak – druga laureatka poezji śpiewanej – wprowadziła widza w nostalgiczny nastrój, śpiewając z niebywałą wrażliwością utwór Karola Płudowskiego „Taka piosenka”, a przede wszystkim Andrzeja Poniedzielskiego „Tęsknij za kolejnym dniem”. Dla tegorocznej maturzystki ze Zbąszynia (Wielkopolska) udział w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim to debiut sceniczny, który spowodował, że chciałaby w przyszłości spełniać się w świecie muzyki. Chyba godzi się podkreślić, że Zuzanna była zarazem kompozytorką i sama wykonała akompaniament na gitarze.
Wiem, że to tłumaczenie trochę prostackie, ale tak właśnie po prostu się stało – zestawienie fragmentów dwóch powieści Wiesława Myśliwskiego w bardzo różnych wykonaniach, pokazało wielkość tej prozy. Łukasz Krasoń (Przewrotne, woj. podkarpackie) epizodem z „Widnokręgu” opowiedział – można rzec: soczyście – o zdarzeniu burzącym krew w młodym chłopaku, odkrywającym w sobie samym nieznane emocje, porywy. A było tym zdarzeniem podglądanie Kowalowej, zażywającej rzecznej kąpieli i nie tylko kąpieli. Przyszły aktor – Łukasz – właśnie dostał się do szkoły teatralnej – zwrócił uwagę nienaganną czystością słowa i sceniczną wyrazistością. Sprawozdawca „Sceny” napisał o występie Jadwigi Przybyło: „i wybór, i wykonanie były znakomite”. To prawda, można było zanurzyć się w opowieści starszej kobiety, rozpamiętującej młodzieńczą miłość – nieudaną, a wciąż wypełniającą życie, nie dającą się zapomnieć. Tę historię – fragment „Ostatniego rozdania” – dopełniła nowym tonem wiersza Rafała Wojaczka „Prośba”. Okazało się, że dla Jadwigi Przybyło udział w konkursie był debiutem! Optymistycznie stwierdza, że skoro jest już na emeryturze (ale ciągle jeszcze pracuje), ma prawo marzyć o kolejnych spełnieniach na scenie.
Dwie recytatorki mówiły dwa bardzo różne teksty o – aktorskiej profesji. To pewnie nie przypadek. Dla Marty Łaski Konkurs jest najważniejszym etapem na drodze do spełnienia zawodowych marzeń. Pragnie kontynuować swoja pracę jako animator kultury i choć obecnie zatrudniła się w sklepie odzieżowym, nie zapomina o pasji jaka towarzyszyła jej na studiach – otwierać ludzi na teatr, słowo i wrażliwość. Zaprezentowała utwór „Dublerka” Deborach Moggach próbując dotknąć istoty zawodu aktora. Widać było, że dobór tekstu był bardzo świadomy, a recytatorka przeistoczyła się w postać z dużą precyzją, przy tym nie pozbawiła jej elementów humorystycznych wymagających dystansu do siebie.
Dla Malwiny Bator recytacja jest ucieczką od codziennych obowiązków. Jasno określiła „Kierunek zwiedzania” życia tak właśnie zatytułowanym utworem Marcina Wichy. Dla niej poezja jest przestrzenią, która pozwala odzyskać spokój ducha. Określiła czas, w którym sztuka miała zmieniać świat, a niewiele z tego współcześnie zostało – nostalgiczny nastój i czekanie na jutro w niepewności. Kto będzie spoglądał na poezję jak na materiał niosący prawdę niezapomnianą? Może świat sztuki – wprawdzie literackiej, ale to nieodległe – wykreowany przez Witolda Gombrowicza, a przedstawiony groteskowo (czyli zgodnie z tzw. intencją autora) przez Jakuba Kosińskiego utworem „Z życia prywatnego Hieronima Powiżalskiego”, będzie odpowiedzią? A może warto zadać fundamentalne pytania żarliwym słowem Juliana Tuwima – wierszem „Odpowiedź”. Jakub kończył Salon Poezji, a nazajutrz zaczynał studia aktorskie w krakowskiej Akademii.
*
Epilog tego prawie-spektaklu stworzyła wybitna aktorka, mistrzyni słowa, Irena Jun, niejako podsumowując wspólne dzieło laureatów 68. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego utworami Wisławy Szymborskiej. Gdy zważyć na fakt, że wybitna kreatorka ról beckettowskich zaczynała w 1953 roku od zdobycia konkursowej nagrody, można mówić o wypełnianiu otwartej księgi dziejów siedemdziesięcioletniej tradycji. O konkursie, który oszukując czas, stał się i pozostaje miejscem dialogu dla tych, którzy chcą uchwycić to, co bywa ukryte w słowach.
Wielu młodych adeptów sztuki aktorskiej – o czym już wcześniej było tu pisane – udziałem w tym wyjątkowym konkursie zbliżyło się do pracy na scenie. Bożena Suchocka była laureatką konkursu i dalej jest z nim związana – zasiada w gronie jurorów, sprawuje artystyczną opiekę nad Salonem. Nie kryje, że konkurs wpłynął na jej życiowe decyzje. Niedawna dziekan Wydziału Aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej, ukończyła studia aktorskie, potem reżyserskie, spełnia się jako wykładowca.
I dla dopełnienia obrazu – aż dwunastu uczestników Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, z tego roku i paru wcześniejszych lat, dostało się ostatnio do publicznych uczelni teatralnych. Czy będą wspierać ideę konkursu, to zweryfikuje czas. Jednakowoż w trwaniu idei widać ciągle spełniane szanse. Świadczy o tym obecny stan uczestnictwa – w tym roku około 3 tysięcy osób, a także fakt objęcia zasięgiem wszystkich województw oraz „branżowych” konkursów prowadzonych w Wojsku Polskim oraz Polskim Związku Niewidomych. Wśród wykonawców najwięcej jest uczniów szkół ponadpodstawowych – to wyraźny sygnał, że siedemdziesięcioletnia tradycja może trwać, że konkurs jest wciąż najlepszą przestrzenią twórczą, która daje szansę na spełnienie marzeń młodych ludzi.
Tegoroczny „Salon Poezji” był wynikiem głębokiej analizy twórczości wybranych autorów. Utwór poetycki wiele lat po powstaniu nabiera nowego znaczenia, jego elementy mogą zacierać się lub wyostrzać – w zależności od sytuacji i ten fakt został dostrzeżony. Symbioza treści i warstwy interpretacyjnej sprawiła, że klimat koncertu trochę przypominał czasy, kiedy rodził się teatr studencki – odczytanie konkretne, ale uwolnione od propagandy, ideologii. Wtedy najważniejsze było słowo niosące treść głęboko do odczuć i oczekiwań wrażliwych widzów. Dziś taki teatr należy do rzadkości, publiczność przyzwyczajono do wymyślnych rozwiązań scenicznych, dlatego i dla recytacji przyszły trudne czasy i zadania – jak zaangażować w słuchanie wypowiadanego słowa, jak skłonić do zadumy nad myślą. Zanurzoną w ciszy.
Jak znaleźć właściwe słowo, pozostając w zgodzie z zapisanymi wersami, jeśli prawda już nie ma siły krzyczeć? Może warto szukać inspiracji w twórczości największych. Warto wyraziście sprecyzować myśl Norwida poety z wiersza „Ogólniki” – „Ty, poezjo, i ty, wymowo (…) odpowiednie dać rzeczy słowo!”? Ale do tego trzeba zrozumieć poezję, by świadomie przekazać jej treść, by przez nią powiedzieć o swoich troskach tym, którzy chcą jeszcze słuchać. W tym procesie recytator staje się pośrednikiem między bytem powołanym przez poetę, a odbiorcą ożywionego słowa, pełni też rolę sternika. Odkrywa tekst w czasie rzeczywistym i podąża za jego wartością, stale zaglądając do wnętrza swojej osobowości. Dzięki temu Ogólnopolski Konkurs Recytatorski należy do tych prób i wysiłków, które dają szansę zrozumienia istoty sztuki słowa. Sztuki, która chce szukać odpowiedzi na nieprzewidywalne pytania.