To był spektakl w pewnym sensie historyczny, bo po czterdziestu kilku latach otwarto w Wałbrzychu teatralną scenę - czymś extra - sztuką napisaną specjalnie dla nas. Przemysław Wojcieszek - autor "Ja jestem zmartwychwstaniem" i jego reżyser, pozostawał dotąd wiernym sobie. Zawsze i w każdym starał się dostrzec coś dobrego, a w sytuacjach, zdawałoby się do cna przeżartych złem, potrafił wystrugać optymistyczne zakończenie. Patrzyłam więc tym razem na męki głównego bohatera, odgrywane w przekonywujący sposób przez Andrzeja Szubskiego, i zastanawiałam się, jak tym razem Wojcieszkowi się uda. A zadanie wydawało się ponad siły, bo na swojego bohatera zwalił istne plagi. Stracił on wiarę, do tego jako człowiek uczciwy porzucił stan duchowny. Przede wszystkim były duchowny nie ma zawodu i nie umie odnaleźć się w rynkowej rzeczywistości. Parafianie nie oszczędzają mu poniżeń. Żeby to jeszcze odszedł dla kobiety, dla ziemskiej miłości, ale g
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Wałbrzyski, nr 19