- Każdą sztukę teatralną należy czytać osobiście, swoim doświadczeniem, wrażliwością, sposobem odczuwania świata. Je też, pracując z aktorami, wygrzebuję z pamięci swój dom, swoje rodzinne gniazdo. Dostrzegam w mojej historii punkty wspólne z historią autora. A to, co jest bliskie, osobiste, lokalne, swoje czy wręcz swojskie, paradoksalnie jest najbardziej uniwersalne, zawsze obecne i aktualne - mówi Jacek Poniedziałek, reżyser i tłumacz. "Szklanej menażerii"
Akcja "Szklanej menażerii" dzieje się 80 lat temu w Ameryce. Jak pan czyta na scenie ten dramat, by stał się on bliski współczesnemu widzowi? - Każdą sztukę teatralną należy czytać osobiście, swoim doświadczeniem, wrażliwością, sposobem odczuwania świata. A najlepiej - a tak jest w moim przypadku - jeśli w jakimś stopniu odnajdzie się w tekście swoją własną historię, elementy swojej pamięci. Williams opowiada historię rodzinną. Ta sztuka jest mocno autobiograficzna. Występują w niej autentyczne postaci - jego matka, nieobecny ojciec, nieszczęśliwa siostra, wobec której miał poczucie winy. Właśnie z tego poczucia winy zrodziła się ta sztuka, jako oczyszczający dar dla siostry. Je też, pracując z aktorami, wygrzebuję z pamięci swój dom, swoje rodzinne gniazdo. Dostrzegam w mojej historii punkty wspólne z historią autora. A to, co jest bliskie, osobiste, lokalne, swoje czy wręcz swojskie, paradoksalnie jest najbardziej uniwersalne, zawsze