F. PIĄTKOWSKI: Lubelska premiera "Ferdydurke" odbyła się w Lublinie, w festiwalowych okolicznościach. Widzowie mieli uciechę, krytyka kwiczała z zachwytu, ale wyjątki były. Na przykład Kowalczyk, ten z "Rzeczpospolitej", czegoś waszego przedstawienia nie lubi... JANUSZ OPRYŃSKI: A musi? My mamy bardzo piękne doświadczenia. Zaraz po festiwalu zagraliśmy dla "Zamoja". Mieliśmy owację na stojąco. Potem przyszedł uczeń z "konkurencyjnego" Liceum imienia Staszica z pytaniem, czy i dla nich zagramy, bo mają już 150 chętnych. FP: No, ale wiesz, ten patriotyzm lokalny... A do tego to zdanie zachwyconego reżysera, że jest to pierwsze tak wybitne przedstawienie od czasu "Umarłej klasy" Tadeusza Kantora. JO: Lokalny patriotyzm, mówisz? Graliśmy w kraju szeroko i daleko. W Warszawie, w Łodzi, w Ełku. Wrzucaliśmy to przedstawienie w różne przestrzenie odbiorcze. FP: W Ełku, nie bardzo wielkim przecież mieście, jak było? JO: Bardzo dobrze. Świetny
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Wschodni" nr 101