LXI Warszawska Jesień. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej. Pisze Rafał Wawrzyńczyk w Dwutygodniku.
Kiedy pod koniec sierpnia zobaczyłem, że lejtmotywami tegorocznej edycji Warszawskiej Jesieni będą "Res Publica", 100-lecie odzyskania niepodległości i "muzyka jako medium wspólnotowe i obywatelskie", byłem przekonany, że we wrześniu zetkniemy się z siwym afro Paderewskiego, stearyną kapiącą z kandelabra i emitowanym z taśmy rżeniem Kasztanki. Ale nowoczesny festiwalowy plakat, z gigantycznym kodem QR, pozwalał mieć nadzieję, że nie będzie tak prosto. I nie było. Jeśli miałbym w jednym zdaniu zawrzeć wniosek, jaki płynie z 61. Warszawskiej Jesieni, byłoby to coś w rodzaju: przeszłość wraca, bo okazała się dla przyszłości absolutnie kluczowa. Mój ukochany słoweński poeta Tomaž Šalamun napisał: "Słońce potrzebuje groty, żeby się / odepchnąć" (tłum. Miłosz Biedrzycki). Z koncertu na koncert utwierdzałem się w przekonaniu, że Jesień - świadomie czy nieświadomie - raportuje kryzys idei postępu w muzyce współczesnej, a wszelki ruch