Wszystkie przedstawienia Układu Formalnego, na różne sposoby i na różnych poziomach, wyrażają rozczarowanie niespełnionymi obietnicami demokracji. Głęboko eksplorują temat przemocy - jednostkowej, instytucjonalnej i systemowej, a także bezradności jednostki wobec niej - o wrocławskim teatrze pisze Katarzyna Krajewska w kwartalniku Teatr Lalek.
Siedzimy na twardych ławkach bez oparć. Przed nami stoły, krzesła, tablica. I trzech nastoletnich uczniów: dżinsy, sportowe buty, smartfony. Przez godzinę obserwujemy ich przygotowania do konfrontacji z gronem pedagogicznym, zmieniające się strategie obrony i narastający konflikt. O co są oskarżeni? Wiemy jedynie, że dotyczyło to jednej z koleżanek i że być może doszło do G... Ale przecież rzeczy na G dzieją się zwykle w ciemnych parkach, nie w szkolnych klasach w biały dzień. Dopiero po chwili dostrzegamy, że w sali jest ktoś/coś jeszcze. Siedząca ze spuszczoną głową lalka - manekin wielkości człowieka. Bez twarzy, bez znaków szczególnych, bez osobowości. To ona, Kaja, ofiara G. Ofiara - a może prowokatorka? Obecność lalki na scenie wywołuje w widzach naturalne oczekiwanie na moment animacji. Ten w końcu nastąpi, nie będzie to jednak animacja-ożywienie, ale swoista antyanimacja: ruch, który nie nada lalce duszy, przeciwnie, uczyni ją je