Odnoszę ostatnio wrażenie, że w naszych teatrach zaczęto wyznawać zasadę: "im dłużej, tym lepiej". Tymczasem kilka skrótów nie zaszkodziłoby niektórym spektaklom, a tylko przydałoby im dynamiki. Tak jest także w przypadku "Anny Kareniny" w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Za dużo wątków Rozumiem, że niełatwo wybrać z powieści Tołstoja to, co da przenieść się na scenę. Historia kobiety, która dla miłości porzuca męża i dziecko opleciona jest jeszcze zawiłymi losami rodziny i przyjaciół. Autor adaptacji Krzysztof Korwin Piotrowski pewnie i tak z bólem serca dokonywał selekcji. Owszem, efekt jest ciekawy, tyle że mógł jeszcze pożegnać się z jakimś wątkiem. Piotrowski skupił się na pokazaniu różnych odcieni miłości: namiętności, zauroczenia, chłodu emocjonalnego, odtrącenia, uniesienia, upadku, wreszcie samotności. Głównym wątkiem jest układ Anna - Karenin - Wroński. Czyli gwałtowny wybuch miłości Anny i Wrońskiego, w przeciww
Tytuł oryginalny
Odcienie miłości
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Zachodni nr 102