- Odchodzę z teatru. Teatr, który dziś mamy, jest dla mnie czymś osobliwym, dziwnym. Zupełnie obcym. Nie umiem się w nim odnaleźć - mówi ANDRZEJ ŁAPICKI, który spektaklem "EuroCity (Z Przemyśla do Przeszowy)" w Teatrze Polskim w Warszawie żegna się z zawodem reżysera.
- Nie jest to łatwa decyzja, dlatego rozłożyłem ją na raty. Dziesięć lat temu obiecałem, że odejdę z aktorstwa rolą Radosta w "Ślubach panieńskich" Fredry w Teatrze Powszechnym w Warszawie. I słowa dotrzymałem, chociaż wszyscy uważali, że to niemożliwe. Teraz doszedłem do wniosku, że czas zakończyć reżyserię. Jestem na nią po prostu za stary. Do tej pracy potrzeba sporo sił, a przede wszystkim wiary w teatr, który jest. Ja tę wiarę straciłem. Ktoś, kto nie wierzy w Boga, nie chodzi do kościoła - to logiczne. Teatr, który dziś mamy, jest dla mnie czymś osobliwym, dziwnym. Zupełnie obcym. Nie umiem się w nim odnaleźć. Reżyser powinien pracować w teatrze, jeśli weń wierzy. Bo tak coś w ogóle klecić, to mi się za bardzo nie chce. Współczesnemu widzowi podobają się rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć. Tak się dzieje nie tylko w Polsce, ale w ogóle, na świecie. Nie wiem, dlaczego i nie chce mi się nawet docieka�