"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
POMYSŁ AGNIESZKI GLIŃSKIEJ NA POSTAĆ IWONY ZASKAKUJE, ALE NIEKONIECZNIE POZYTYWNIE. Agnieszka Glińska, utalentowana i wciąż głodna artystycznych doznań, postanowiła spotkać się na scenie z Gombrowiczem. Od lat zaintrygowana była szczególnie "Iwoną, księżniczką Burgunda". Nic dziwnego. Od premiery w roku 1957 "Iwona" grana była 200 razy. Powinno się więc urodzić przedstawienie doskonałe. I tak się prawie stało. Dlaczego prawie? Może dlatego, że - jak wyznała reżyserka - postać Iwony walczyła z nią na różne sposoby. Glińska próbowała Iwonę stworzyć na własną modłę, tymczasem okazało się, że to Iwona wodzi za nos reżyserkę. Jak wyznała Glińska, to przedstawienie jest o tym, jak się z Iwoną nawzajem stwarzamy. Ale najpierw o tym, co się wtej inscenizacji udało. Precyzyjny zarys formalny, wspaniale wymyślone figury prezentujące dwór. Konwencjonalne, zgodne z modą, jaką narzuca wirtualny świat, a przede wszystkim cudownie grane. N