"Lis" Marty Guśniowskiej to sztuka oryginalna i pomysłowa, drapieżna i dowcipna. I zdecydowanie nie dla dzieci. Koncept jest wprawdzie prościutki - ot, lisie życie po życiu - ale ujęty w słowa okazuje się niebywale zabawny, zwłaszcza w wykonaniu Ryszarda Dolińskiego, perły Białostockiego Teatru Lalek, gdzie konkurencja aktorska jest naprawdę duża. Dodatkową atrakcją jest fakt, że za tekst Guśniowskiej wziął się Piotr Tomaszuk, który w Białymstoku wyreżyserował ostatnio głośne "Polowanie na lisa" Sławomira Mrożka, a owo "ostatnio" to był rok 1989. Dane wyjściowe były zatem szalenie obiecujące i nie doznałam zawodu, mimo iż spektakl padł ofiarą awarii sieci energetycznej - oglądałam go na "Kontrapunkcie" w Szczecinie - odbywał się bez zmian światła, grany na jednym reflektorze. Ale projekcje udało się uratować - kosztem zniszczonego pierwotnie i dopożyczanego potem sprzętu (bo gdzieżby miał się podziać w finale Lis, jak nie w lisim nie
Tytuł oryginalny
Od polowania do apoteozy
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr Lalek", nr 2-3/100-101/2010