Spektakl zrodził się więc z pogardy do opery jako gatunku. Z jednej strony kusiła ona Jarzynę wieloznacznością i ekspresyjnością, z drugiej - traktował ją jak sztukę ułomną - pisze Jacek Marczyński w piśmie Teatr.
W operze Grzegorz Jarzyna pracuje rzadko, ale przeszedł długą drogę, zaskakując reżyserską przemianą. Na operowy debiut w Teatrze Wielkim w Poznaniu w 2005 roku wybrał "Cosi fan tutte". Arcydzieło, które wyszło spod ręki muzycznego geniusza, Wolfganga Amadeusza Mozarta, dostało się w ręce reżysera teatralnego nowej generacji. Artysta mocno wsłuchany w rytm współczesności musiał dokonać w nim gruntownych przewartościowań. Jarzyna wkroczył do nieznanego mu świata z całym bagażem swych teatralnych doświadczeń i z przekonaniem, że pomogą mu one odświeżyć zmurszałą konwencję. Sprawiał wrażenie, jakby nie chciał zrozumieć reguł rządzących tą sztuką, za to zdecydował się narzucić jej własne, sprawdzone w teatrze. Sposób podejścia do "Cosi fan tutte", finezyjnej opowieści o tym, że niewierność jest cechą wrodzoną kobiet, bliski był pomysłowi, jaki zastosował w inscenizacji "Ślubów panieńskich" Fredry, które w 1999 roku TR W