Najbardziej żywym przedstawieniem na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego, od ładnych paru lat, było "Niech sczezną artyści". Czyli Tadeusza Kantora Teatr Śmierci. Oczywiście, jeżeli przez "żywy" rozumiemy nie żwawy i rozhasany lecz teatr inspirujący, a zatem pobudzający myśl i wyobraźnię. Większość tego, co oglądałam na wielkiej scenie Teatru Słowackiego, to były "przedstawienia karne". Jest to określenie. Tadeusza Pawlikowskiego, pierwszego dyrektora teatru. Nazywał tak różne błahe widowiska, jakie zmuszony był dawać w świeżo zbudowanym, nowoczesnym gmachu Teatru Miejskiego przy placu Św. Ducha 1. Dla pieniędzy, zgodnie z gustami widowni, za to w konflikcie ze swoim pojmowaniem teatru, smakiem literackim i artystycznym. Nader wyrafinowanym, jak na owe czasy naturalnie. Pawlikowski święcie wierzył, że te przedstawienia będą karą dla krakowskiej publiczności. Srodze się mylił. Widownia była zachwycona, dyrektor rozżalony. Uduchowiony Paw
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie, Nr 52