EN

24.12.1989 Wersja do druku

Od Pawlikowskiego do Prochyry

Najbardziej żywym przedstawieniem na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego, od ładnych paru lat, było "Niech sczezną artyści". Czyli Tadeusza Kantora Teatr Śmierci. Oczywiście, jeżeli przez "żywy" rozumiemy nie żwawy i rozhasany lecz teatr inspirujący, a zatem pobudzający myśl i wyobraźnię. Większość tego, co oglądałam na wielkiej scenie Teatru Słowackiego, to były "przedstawienia karne". Jest to określenie. Tadeusza Pawlikowskiego, pierwszego dyrektora teatru. Nazywał tak różne błahe widowiska, jakie zmuszony był dawać w świeżo zbudowanym, nowoczesnym gmachu Teatru Miejskiego przy placu Św. Ducha 1. Dla pieniędzy, zgodnie z gustami widowni, za to w konflikcie ze swoim pojmowaniem teatru, smakiem literackim i artystycznym. Nader wyrafinowanym, jak na owe czasy naturalnie. Pawlikowski święcie wierzył, że te przedstawienia będą karą dla krakowskiej publiczności. Srodze się mylił. Widownia była zachwycona, dyrektor rozżalony. Uduchowiony Paw

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Życie Literackie, Nr 52

Autor:

Bożena Winnicka

Data:

24.12.1989

Realizacje repertuarowe