„OCD Love” w chor. Sharon Eyal i Gai Behara grupy L-E-V Dance Company w ramach XXVII Łódzkich Spotkań Baletowych w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Katarzyna Harłacz w Teatrze dla Wszystkich.
W Teatrze Wielkim w Łodzi, 21 i 22 maja, w ramach XXVII Łódzkich Spotkań Baletowych, zaprezentowali się artyści L-E-V Dance Company z Francji. Przedstawili spektakl „OCD Love” w choreografii Sharon Eyal i Gai Behar. Twórcy nadali spektaklowi nazwę OCD – co jest skrótem od zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego – aby pokazać, że miłość, jeśli jest obsesyjna, może stać się niezdrowym uzależnieniem od siebie. Była to wspaniała podróż po zaułkach ludzkiej psychiki, wyrażona nieco mrocznym językiem tańca. Twórcy – choreografowie, tancerze, muzyk i projektant światła – stworzyli niezwykle wciągające widowisko.
Każdy tancerz zespołu L-E-V Dance Company jest obdarzony niesamowitą charyzmą i wnosi swoim zaangażowaniem istotny wkład do całości przedstawienia. Wysokiej jakości technika taneczna i oddanie się swojej roli sprawiają, że spektakl jest fascynujący. Na początku przez długi czas widzimy solo – tancerz w samotności dzieli się swoimi wnętrzem. Stopniowo pojawiają się nowe osoby. Dwójka ludzi zbliża się do siebie. Delikatnymi i subtelnymi ruchami wyrażają proces poznawania się, dopasowywania się do siebie. Intensywność i mroczność ruchu szybko narasta. Partnerzy otaczają się nawzajem, zabierają sobie przestrzeń. Zbliżającej się do siebie parze towarzyszy grupa, która na początku zachowuje się jak chór grecki – stoi obok, jedynie tańcem komentując uczestnictwo w „przedstawieniu” tej pary. Dopowiada, kontroluje i daje rady. Ingeruje. Wysokie podniesienia jednej osoby przez całą grupę stają się symbolem wyniesienia jej na piedestał. To jak alegoria wyolbrzymiania roli jakiejś osoby i widzenia jej przez pryzmat obsesyjnych wyobrażeń i potrzeb.
Każdy ruch tancerzy jest niesamowity, wspaniałe izolacje ciała potęgują wrażenie dziwności całego przedstawienia. Zwierzęce ruchy w połączeniu z piękną baletową podstawą każdego pas, mówiącą o wspaniałej technice tancerzy, dają oszałamiające wrażenie. Każda część ciała tancerza pracuje i uczestniczy w tańcu. Jakby każdy fragment ciała chciał opowiedzieć swoją historię i ją wykrzyczeć. Niepokojące, animalistyczne ruchy, liczne contractions i dziwne zawieszenia głowy opowiadają o tym, że często reagujemy na życie instynktownie i bezmyślnie. Instynkty nas niosą, a nieuświadomione wzorce zachowania prowadzą w nieznanym kierunku. Cały spektakl sprawia wrażenie pewnej schizofreniczności, ukazując tak mocny ból wewnętrzny, że powoduje on rozdzielenie umysłu i serca od ciała, balansując na granicy choroby psychicznej.
Muzyka Ori Lichtika, która towarzyszy spektaklowi, od początku kształtowania się choreografii była dostosowana do przekazu i ruchu tancerzy. W ten sposób powstał miks utworów, które idealnie komponują się z przedstawieniem – podczas występu odtwarzane są nagrane sety DJ-skie, a na żywo dodawane są różne efekty dźwiękowe, nadając niepowtarzalne brzmienie całości. Rytmiczne bicie w bębny działa transowo, potęgując wrażenie zahipnotyzowania i podkreśla rytualność gestów tancerzy, jakby były obrzędami pierwotnych kultur. Muzyka, mimo całego swojego piękna, jest niestety nieco za głośna. Przy tak mocnym temacie, nadmierna głośność staje się dla ucha zbyt bolesna.
Niebanalne ujęcie tematu i ciekawy ruch tancerzy silnie oddziałują na widza. Widz czuje się wciągnięty w tę grę – porwany i oszołomiony przez intensywność akcji, ale jednocześnie nie jest nią przytłoczony. Pomimo trudnego tematu, spektakl nie przygnębia, lecz fascynuje. Taniec staje się formą katharsis, sposobem na oczyszczenie z trudnych i intensywnych przeżyć.
Światło podczas całego spektaklu oświetla jedynie ciała tancerzy i miejsce, w którym tańczą. Całość sprawia przez to dosyć mroczne wrażenie, jakby tancerze poruszali się tylko w jakimś fragmencie mrocznej części jestestwa. Na scenie wyraźnie widoczne są jedynie nieotoczone kostiumem ramiona i nogi. Każdy, nawet mały ruch oświetlonego ciała jest wtedy silnie podkreślony. Proste i niesugerujące kostiumy w czarnym kolorze (body i długie skarpety) właściwie głównie czernią sugerują powagę tematu. Dobrze zgrywają się z ruchem i nie przytłaczają dodatkową estetyką.
Na koniec światło zmieniło kierunek i natężenie – zaczęło padać z boku, rozmiękło się i ociepliło. Zakończył się pewien etap; para po przejściu mogła teraz spokojnie zakończyć pewne stadium relacji – rozstać się albo rozpocząć ją na nowo, z odmienną, lżejszą energią. To była wspaniała godzina nieprzerwanego, fascynującego tańca, działającego na wszystkie zmysły człowieka.