WIELU ludzi, czytając "Obronę Grenady" Kazimierza Brandysa podstawiało sobie pod znane i czytelne symbole łódzki zespół Teatru Nowego. Problem "Grenady" był oczywiście w zamyśle autora czymś nieporównanie szerszym i bardziej ogólnym, metaforycznym. Obejmował równie dobrze młodych pisarzy, jak i plastyków, mógł wreszcie być obrazem pokolenia i nie tylko pokolenia. Poprzestańmy jednak na owym dosłownym niejako podobieństwie z losami artystycznymi zespołu Dejmka, który przeszedł drogę od "produkcyjniaków" do "Grenady", czyli od "Brygady szlifierza Karhana", która przyniosła zespołowi w 1950 roku "Sztandar Pracy" do "Łaźni" Majakowskiego, który każe zastanowić się nad tym, "...iżby komunizmu nie zatłukły kanarki..." i "Święta Winkelrida" Andrzejewskiego i Zagórskiego, gdzie przestrzega się przed burmistrzem, gotowym od nowa stanąć na czele ruchu, skierowanego w zarodku przeciw niemu. Tak, ale droga zespołu żyw
Tytuł oryginalny
Od Karhana do Winkelrida
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Wolności nr 43