Już niemal do tradycji należy, że premiery teatralne na łamach "Odgłosów" omawiam z dużym opóźnieniem. Chyba to tradycja nie najlepsza, żeby wręcz nie powiedzieć: naganna. Na retardacje te mają wpływ różne przyczyny, dla mnie istotne (rozliczne zajęcia, podróże itp.), ale cóż mogą one obchodzić czytelnika, który wymaga obsługi rzetelnej i terminowej! A nasz klient - nasz pan. Pisząc jednak dopiero dziś recenzję z premiery sztuki "Czekając na Godota", która odbyła się 17 listopada 19&4 roku mam szansę o bardziej przetrawiony przekaz swoich wrażeń i refleksji. Przez te tygodnie, jakie upłynęły od premiery, wracałem po prostu często w myślach do nie najłatwiejszej materii teatralnej, jaką stanowi tekst Samuela Becketta, i do kształtu scenicznego, w jaki została oprawiona. "Czekając na Godota" oglądałem już na scenach kilka razy. Po raz pierwszy w 1957 roku (a więc przed blisko trzydziestu laty, jakże nieubłagany jest bieg czasu!) w Tea
Tytuł oryginalny
Od "Dziadów" do "Godota"
Źródło:
Materiał nadesłany
Odgłosy nr 3