Szanowany obywatel staje się mordercą. Z willi trafia do celi. Nie całuje go żona, ale gwałci współwięzień. Każdy powie, że Edmond, bohater sztuki Davida Mameta, stoczył się - tylko nie on sam. Edmond w więzieniu odzyskał spokój ducha
Sztuka zaczyna się równie niesamowicie, jak Szekspirowski "Makbet": Jasnowidz przepowiada Edmondowi świetlaną przyszłość. Wieszczy, że mężczyzna jest kimś specjalnym i niesprawiedliwie pędzi pospolite życie nie na swoim miejscu. Edmond wraca do domu. Jako praworządny obywatel ma willę, ma żonę. Jego córka stłukła właśnie lampę - antyk warty 220 dolarów. Edmond mówi, że wychodzi. Żona prosi, by wracając kupił jej papierosy. On oświadcza, że nie wróci... Z mieszczańskiego dobrobytu Edmond trafia do półświatka, zamieszkanego przez typy spod ciemnej gwiazdy. Błąka się, bezdomny, zaglądając do barów, peep-show'ów, burdeli. Zgrywa się w trzy karty, kradnie, bije. W końcu morduje kelnerkę, dźgając ją nożem. Trafia do więzienia. Sztuka Davida Mameta "Edmond" odwraca amerykański mit "od pucybuta do milionera". Zderza go ze schematem akcji antycznej tragedii. Edmond, któremu się powodzi, traci wszystko. Ale w celi, upodlony przez wspó