Dla wielu pytanie o tabu w teatrze jest wyłącznie retoryczne. Wiadomo przecież, że żadnego tabu na współczesnej scenie teatralnej - a już tym bardziej w teatralnej społeczności! - nie ma - pisze Mateusz Węgrzyn w Kwartalniku Artystycznym Bliza.
Wszelkie zakazy i nakazy już złamano, świętości obalono, a bezpieczną zmowę milczenia haniebnie przerwano. To oczywiście tylko potoczna ocena. Rzekomy brak istnienia tabu w etyce pracy większości artystów, od lat i z uporem godnym lepszej sprawy udowadniają radykalni krytycy, którzy mimo zgorszenia jednak stale i namiętnie zagłębiają się w odmęty teatralnego zepsucia. Powtarzana jak mantra opinia, zaburzona przez środowiskowe lub ideologiczne ambicje oraz osobiste frustracje, może co prawda przynosić humorystyczne efekty, jednak na dłuższą metę nie tylko powoduje niesmak, ale po prostu szkodzi rozwojowi teatru. Utrwala stary, negatywny - bo ukazujący teatr jako miejsce zdemoralizowania - stereotyp, wywodzący się z pokrętnej logiki utożsamiającej brak tabu z czymś absolutnie złym. A przecież o kondycji społeczności albo sztuki nie świadczy brak czy obecność w niej tabu, ale poziom jego uświadomienia, publicznej debaty nad jego oddziaływaniem.