Wokół telewizyjnych "Dziadów" Jana Englerta rozpętała się poważna awantura. Dawno już żaden spektakl nie wzbudził tylu emocji. Nawet kontrowersyjna "Noc listopadowa'' Grzegorzewskiego - wizytówka Teatru Narodowego - nie odbiła się takim echem. O "Dziadach" się mówi, pisze, rozmyśla. Miesięcznik "Teatr" poświęcił przedstawieniu rozmowę redakcyjną. Recenzenci innych pism także nie pozostali obojętni. I niemal wszyscy zgodnym chórem wytoczyli przeciwko "Dziadom" ciężkie działa oskarżeń. Bo jakże to? Narodowy dramat kastrować, mesjanizmu pozbawiać, z magii odzierać, telewizyjnym profanować kiczem? Święte Mickiewicza słowo plugawym obrazem zohydzać? Ujęcia skracać, kamerą jak w opętaniu wywijać, niegodnym trickiem mamić, a przez to bezmyślnej gawiedzi nikczemnym schlebiać gustom? Jezus, Maria! Dostało się Englertowi przede wszystkim za odważne korzystanie z możliwości współczesnej techniki telewizyjnej. Uznano powsz
Tytuł oryginalny
Obrona "Dziadów"
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 3