Wakar nie ogląda spektakli, które mu się nie podobają, Baniewicz nie ogląda spektakli, które ją zachwycają, a Mościcki jako jedyny ogląda spektakle, ale przy okazji urządza konkurencyjny show na widowni. Nieskalani reprezentanci trzech do bólu rzetelnych form uprawiania zawodu płaczą po kolei w "Dzienniku" nad upadkiem etyki wśród krytyków. Innych. Tych nierzetelnych. W imię zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości - pisze Jan Klata w Tygodniku Powszechnym.
Deszcz padał kolejny dzień. Niby początek kanikuły, a tu kałuże coraz potężniejsze. Wylały rzeki, pełne zwierza bory nasiąkły do cna beznadziejnym oczekiwaniem na koniec kataklizmu. Tylko pani w obuwniczym miała taki ruch, że jej się kalosze rozeszły (że zacytuję pogodnego klasyka). Ale generalnie - tragedia. Nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Wiadomo, że pierwsze przemokły łamy dziennika "Dziennik". Tam właśnie red. Wakar zaprosił elitę znajomych krytyków teatralnych do ważkiej debaty. Właśnie tam rozpoczął się deszcz łez ronionych nad kondycją. Czyją kondycją? Korzeniowskiego? Naszych piłkarskich Orlątek? Pudziana? Nie. Dyskutują mianowicie nad "kondycją (sic!) krytyki teatralnej". Polszczyzna nie jest najmocniejszą stroną Wakara. Nie wymagajmy zbyt wiele, to tylko recenzent jednej z największych gazet w kraju, zastępca redaktora naczelnego działu kultura. Ale może Wakar niejakie braki we władaniu mową ojczystą jest w stanie zrekompen