"Fortepian pijany" w reż. Marcina Przybylskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.
Marcin Przybylski i jego aktorzy nie próbują w Teatrze Narodowym udawać amerykańskiego pieśniarza, śpiewać jak on. Na bazie jego songów piszą własną historię równoległą. Gdy sięgam po którąkolwiek z płyt Toma Waitsa, wiem, że za chwilę przeniosę się w jego świat - całkiem osobny i absolutnie niepodrabialny. Podobme było, gdy przed laty oglądałem jego jedyny warszawski koncert. Waits nie śpiewał w jakimś niewielkim klubie, w oparach whisky i w papierosowym dymie. Koncert odbywał się w Sali Kongresowej Pałacu Kultury - Waits w gmachu imienia Stalina to samo w sobie było absurdalne. A jednak artyście udało się zamienić wielką scenę przywykłą do zupełnie innych wokalistów w knaj-piany podest tylko z fortepianem. Światło wykroiło z niej jedynie niewielki kwadrat, wszystko inne utonęło w ciemności. A sam Tom stał przed mikrofonem w znoszonym garniturze i kapelusiku, pod stopami miał kurz, który wzbijał, tupiąc nogami w rytm muzyki. C