Antologia polskiej myśli teatralnej drugiej połowy dwudziestego wieku jest zadaniem karkołomnym i już za samą odwagę jego podjęcia należy się Wojciechowi Dudzikowi głęboki ukłon - pisze Tomasz Kubikowski w Teatrze.
Czasy to nieodległe, epoka świeżo zamknięta - o ile w ogóle jedna epoka i zamknięta, bo równe daty kalendarzowe nie muszą pokrywać się z kulturowymi cezurami. Trudno to jeszcze ocenić, trudno w ogóle uchwycić proporcje zjawisk, wyznaczyć prawidłowości kształtów. Ponad połowa tekstów zawartych w tomie pochodzi od osób żyjących. Ta proporcja najlepiej pokazuje, o jaką chodzi tutaj myśl: o wczorajszą - a o takiej najtrudniej mówić. Wiadomo, że w tamtym półwieczu polski teatr osiągnął w świecie rangę przedtem niewyobrażalną. Jego najświetniejsze i najgłośniejsze dokonania wyrastały z długiej, kumulującej się tradycji. Fale awangardy i neoawangardy zderzały się ze sobą, wchodziły w przedziwne stosunki z rozmaicie pojmowanym "głównym nurtem", dzieliły się - jak i ten "główny nurt" zresztą - na liczne, niezgodne ze sobą wątki, wiele było gwałtownych, widowiskowych konfliktów. Podziały sięgały fundamentów, samego pojmowania