"Lot nad kukułczym gniazdem" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Monika Wycykał w Śląsku.
Pierwszy umiera optymizm, po nim miłość, Ina końcu nadzieja - napisał Ken Kesey jakby na pociechę odwiedzającym śląskie teatry, którzy może i prędko stracili wiarę, pogrzebali miłość, ale ciągle rozdmuchiwali w sobie gasnącą nadzieję, że na naszej głównej scenie pojawi się spektakl zapowiadający zmianę przyjętej strategii estetycznej. Wprawdzie doczekaliśmy się nie tak dawno znakomitego, psychodelicznego w formie i nowoczesnego w wymowie przedstawienia "Mroczna gra albo historie dla chłopców" w reżyserii Henryka Adamka, jakie powstało pod szyldem Teatru Dzieci Zagłębia im. J. Dormana w Będzinie, jednak wydawało się, że to przypadek odosobniony wśród klasycznych, "przyzwoitych" (w sensie: ugrzecznionych) spektakli, o których można wiele powiedzieć, tylko nie to, że człowieka dotykają. Obietnicy zmiany nie dawało również hasło: "Śląsk święty - Śląsk przeklęty", z jakim Robert Talarczyk szedł po godność dyrektorską w Teatrze Ś