- Pomijając słowa, które czasem trącą myszką - a nie jest ich znowu tak wiele - i postacie książąt oraz baronów, "Nienasycenie" czyta się, jakby było napisane dzisiaj - mówi reżyser TOMASZ HYNEK przed premierą "Nienasycenia" w Teatrze Studio w Warszawie.
W teatrze Studio 29 października premiera "Nienasycenia" według Stanisława Ignacego Witkiewicza. Grają m.in. Ewa Błaszczyk i Mirosław Zbrojewicz, a reżyseruje Tomasz Hynek. NEWSWEEK: Co cię skłoniło do przeniesienia na scenę powieści Witkacego? Rocznica jego śmierci? TOMASZ HYNEK: Nie! To nie ma nic wspólnego z rocznicą ani z tym, że robię spektakl w teatrze jego imienia. Zaproponowałem ten tekst już cztery lata temu, gdy pracowałem w teatrze w Opolu. Dzisiaj jest on jeszcze bardziej aktualny. Dlaczego? - Doszło kilka czynników, przede wszystkim kryzys. Witkacy pisał "Nienasycenie" w latach 1929-1930, czyli w czasie Wielkiego Kryzysu. Ten, który nas dotyka, jest - mam nadzieję - mniejszy, ale reakcje ludzi, sytuacja społeczna podobne. Witkacy wielkim wizjonerem był. Przeczuwał, że coś się musi zdarzyć z cywilizacją, i to się rzeczywiście zdarzyło. Że zawalą się jakieś systemy... A my w tym roku obchodzimy 20. rocznicę upadku komunizmu..