Marcin Liber brutalnie rozprawia się z ideowym zaślepieniem "Wilka stepowego". I pokazuje współczesne źródła zła
W ciągu 60 lat od ukazania się "Korzeni totalitaryzmu" Hannah Arendt świat wykonał woltę. Totalitaryzmy stały się bajką o odległych krainach Trzeciego Świata, gdzie kamery docierają jedynie wraz z "niosącymi pomoc" amerykańskimi czołgami lub gwiazdami kina w roli ambasadorów organizacji humanitarnych. "Żelaznym wilkiem", którym straszy się widzów, stali się niewykryci w porę przez system bojownicy-samobójcy. "Wilk stepowy" Hermanna Hessego w reżyserii Marcina Libera otwiera "Młodą scenę" Teatru Dramatycznego. Liber próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy zło jest tak banalne i powszechne, jak pisała Arendt A może jest wyrafinowaną, przebiegłą siłą? Czy bywa usprawiedliwione? Spektakl Libera, krążąc wokół tych pytań, przypomina czasem szkolny esej, w którym wzorowo przeprowadzono temat przez kolejne epoki, różne dziedziny sztuki, wykazano się znajomością szeroko dyskutowanej literatury przedmiotu i zdolnością nawiązania