Taniec jest najstarszą i najbardziej żywotną sztuką związaną z naszym człowieczeństwem. A może starszą od nas, jeśli przyjrzymy się tańcom godowym innych gatunków. Przetrwa wszystkie spory i estetyki. Obejdzie się bez grantów. Ale to nie znaczy, że polityka kulturalna państwa może sobie ten temat darować, czy potraktować go lekceważąco - po I Kongresie Tańca pisze na swoim blogu Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku.
W Warszawie w ostatnich dniach kwietnia odbył się Kongres Tańca, który dla niewtajemniczonych mógł się wydawać jakąś komiczną imprezą zaspokajającą ambicje garstki pasjonatów tańca współczesnego i kilku przedstawicieli profesjonalnych zespołów obserwujących obrady sceptycznie, ale czujnie. Pisałem już, że w Polsce jesteśmy świadkami długofalowej i istotnej ewolucji zawodowych zespołów tańca zakotwiczonych przeważnie w instytucjach operowych. Z ubogiego krewnego służącego do wstawek baletowych w operach i do zaspokajania tęsknot za klasyką baletową spod znaku Czarnego Łabędzia zespoły te przekształcają się w teatry tańca współczesnego, których formuła jest prawie tak pojemna jak sam taniec. Prekursorem tych przemian był w Poznaniu Drzewiecki, a w Gdańsku Jarzynówna-Sobczak. Oboje wychowali grono następców, których trzecie już pokolenie próbuje w Polsce walczyć o rangę teatru tańca i przekonać widownię, że profesjonalni artyś