Julia Wernio obiecywała na niedzielną premierę wiele tajemnic, ale jak to w życiu bywa, na obiecankach się skończyło. Najpierw trzymano nas w odnowionym i wielce szykownym foyer Teatru "Miniatura". Atmosfera była gorąca, bo miejsce nieduże, a tłum zebrał się spory. Po kilkunastu minutach z sali teatralnej wyszli kelnerzy i kazali się jeszcze bardziej cofnąć ku ścianie. Temperatura skoczyła o kilka stopni, ale kelnerzy nie podali nic zimnego do picia - byli to aktorzy. Zwróceni twarzami do pięknej fotografii Wojciecha Ziętarskiego (Werle), przyglądaliśmy się wypełniającemu I akt "Dzikiej kaczki" bankietowi. Nie trwało to na szczęście zbyt długo. Później wpuścili nas do przebudowanej i rzeczywiście uroczej salki teatralnej. Tajemnicę imponującej głębi sceny odkrywała raz po raz odsuwana ściana: tło, stanowiące wyposażenie atelier Hjalmara Ekdala. Reżysersko-scenograficzny pomysł umieszczenia Ibsenowskiego strychu na ty
Tytuł oryginalny
Obiecanki cacanki
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 218