"Obiecana Ziemia Obiecana" w reż. Katarzyny Raduszyńskiej i choreogr. Artura Bieńkowskiego w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Ruchu Muzycznym.
W języku polskim wyraz ziemia jest rodzaju żeńskiego, a na scenie oglądamy Pana Ziemię. Nonsens i niekonsekwencja to słowa klucze "epickiej opowieści o naszych dziejach, czytanych jako odwieczna historia wykluczenia". Najnowszy spektakl Polskiego Teatru Tańca "Obiecana ziemia obiecana" zaczyna się intrygująco: na scenie trzy postaci w białych kombinezonach zaczynały tworzyć jeden organizm przypominający meduzę lub bakterię oglądaną pod szkłem powiększającym. Po chwili dołączyli do nich tancerze ubrani w skafandry kosmiczne. Poruszali się niczym w stanie nieważkości. Moje chwilowe zauroczenie prysło, kiedy na scenie zjawił się Pan Ziemia (Paweł Malicki), wszechwładca zdający sobie sprawę, że Ziemia nie jest centrum świata, lecz trzecią planetą od Słońca, ale i przekonany, że jest panem tego świata. Odtąd jego oczami oglądamy "epicką opowieść o naszych dziejach". Najpierw wyobrażenia o tym, jak kształtowały się "nasze dzieje", zanim Bóg