Czasem bywa pięknie. Słońce świeci, niebo bez plam, szum morza gorącego jak bigos u pani Krysi, południe, siłą rozklejonym okiem widzisz, że niektóre plażowiczki nazbyt brawurowo zrezygnowały z biustonoszy, patrzysz na te uszy spaniela bez spaniela, więc całkiem spokojnie na powrót zaklejasz oczy, a obok dzieci robią zamki z piasku. Jaaasiuuu... nie rrrób...!, histeryczny skowyt ryczącej czterdziestki z solidnymi odrostami pod blond płukanką, która - czterdziestka, nie płukanka - na kocu obok robi dla małego Jasia (od zamków) i dla męża Stefana (do niczego) solidne kanapki z twardym jajem, nagle przeszywa ci upocony mózg. Nie reagujesz, bo z góry wiesz, że ten ryk nie ma sensu. Wiesz, że Jasiu i tak zrobi swoje, wiesz, że Stefan i tak ma wszystko w dupie. Bo wczasy są, plaża jest, słońce świeci, wietrzyk wieje, pięknie wszędzie. Obiad o drugiej. Ale... Ale jakaś nagła ciemność na krawędzi morza i nieba. Chmura? Dowcip ratownika? Niemożliwo�
Tytuł oryginalny
Obiad o drugiej
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 93