O spektaklach niedostrzeżonych przez Jury 29. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTAKT w Toruniu pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.
Dwanaście spektakli w konkursie, rozległa pula nagród – jednakże nie dla wszystkich twórców ich wystarczyło. Przedstawienia, które nie zostały uwzględnione w werdykcie Jury (Ramunė Marcinkevičiūtė – Litwa, Barbara Gregorová – Czechy, Jurriaan Cooiman – Holandia), pozostaną jednak w pamięci widzów 29. MFT KONTAKT, zachwycając poziomem artystycznym, wartością emocjonalną i intelektualną głębią.
Obcy w rodzinie
Nikt nie lubi, gdy ktoś ingeruje w jego życie — dlatego podczas trwania Festiwalu wiele osób na widowni znalazło się na emocjonalnym rozdrożu, i to wcale nie z powodów organizacyjnych. Zarówno wynik wyborów prezydenckich, jak i niektóre formy konkursowych spektakli mogły budzić niepokój.
Tak dzieje się często, gdy twórcy — przełamując czwartą ścianę — oczekują od widzów dużej dozy zaufania. Tę właśnie drogę obrał Teatr Wybrzeże, który swoją konkursową prezentację Iwony, księżniczki Burgunda w reżyserii Adama Orzechowskiego na 29. MFT KONTAKT po raz pierwszy zagrał w plenerze. Stało się to możliwe dzięki pomysłowi umieszczenia prologu i finału spektaklu w ogrodzie Teatru Baj Pomorski w Toruniu, ze Sceną Szekspirowską i statkiem THE GLOBE w tle. Interakcje z widzami, głośne efekty dźwiękowe (świetna sekcja dęta), wystrzały i komendy wydawane przez Szambelana (Robert Ninkiewicz) jednych zachwycały, innych zaniepokoiły jeszcze zanim zdążyli zająć miejsca na widowni — zresztą, również niezbyt bezpiecznej.
Reżyser, za sprawą świetnego zespołu aktorskiego — Roberta Ciszewskiego w roli Księcia Filipa, Katarzyny Kaźmierczak jako Królowej Małgorzaty i Grzegorza Gzyla w roli Króla Kazimierza — wręcz „zagarnia” publiczność, wciągając ją w pułapkę Gombrowiczowskiego koła przemocy wobec obcej — tytułowej Iwony (Magdalena Gorzelańczyk). Jak we wczesnych filmach Kusturicy: anarchistycznie, żywiołowo i ludycznie. Rozproszenie odpowiedzialności za werbalne i psychiczne gnębienie Iwony, siedzącej wśród widzów, miało w gdańskiej recepcji twórczości Gombrowicza (po „MeToo” uznawanego przez niektórych za przemocowego) ironicznie obnażyć relację między ofiarą a oprawcami. Być może dla jury, w dwóch trzecich złożonego z kobiet, taka metafora okazała się nie do przyjęcia…
Obcy burzył porządek rodziny także w rumuńskim spektaklu Teoremat Pier Paolo Pasoliniego, wystawionym przez Teatr Narodowy Radu Stanca w Sybinie i wyreżyserowanym przez Eugena Jebeleanu. W tym przypadku jednak Gość (Gyan Ros) „rozsadzał” rodzinę od środka swoim fizycznym pięknem, zaakcentowanym przez reżysera wieloma rozwiązaniami inscenizacyjnymi: osobliwym ruchem scenicznym jego autorstwa, warstwą muzyczną z włoskich przebojów, skomponowaną przez Remi Billardona, oraz scenografią Velici Panduru. Te elementy sprawiły, że czuliśmy się jak w zachwycającym, monumentalnym wideoklipie — wyraźnym nawiązaniu do słynnego filmu Pasoliniego z 1969 roku, opowiadającego o schyłku włoskiej burżuazji. Psychologiczno-mistyczna fabuła spektaklu w tej zmysłowej wizji, w której ciało mówi więcej niż słowo, stanowiła piękne zakończenie Festiwalu. Przedstawiciele rumuńskiego teatru, choć wrócili do Siedmiogrodu bez żadnej nagrody, ponownie nie zawiedli toruńskiej publiczności.
Inną „obcą” była Nouria (Marianna Linde), główna bohaterka spektaklu Teatru Dramatycznego im. G. Holoubka w Warszawie Antygona w Molenbeek, na podstawie dramatu Stefana Hertmansa w reżyserii Anny Smolar. Nie walczyła o swoje miejsce w rodzinie, lecz w obcym jej kulturowo społeczeństwie. Jej głównym problemem było prawo do pochowania ciała brata — terrorysty. Osamotniona postać młodej studentki prawa, zamknięta w klaustrofobicznej przestrzeni scenicznej, wyrażająca się koturnowym, atonalnym krzykiem-śpiewem (wspierana przez grającą na tubie Maniuchę Bikont), sprawiła, że spektakl ten najbardziej odstawał formalnie od innych konkursowych prezentacji. Była to interesująca propozycja, choć jej nieobecność w werdykcie nie dziwi.
Dylematy zła
Z jurorskiego doświadczenia wynika, że tzw. „gwiazdorskich” przedstawień zazwyczaj się nie nagradza. Wielkie nazwiska mają za zadanie przyciągnąć na festiwale rzesze widzów spoza grona teatralnych freaków i znawców. W tym roku organizator MFT KONTAKT – Teatr im. Wilama Horzycy – postawił na konfrontację filmowo-teatralną, zapraszając do Torunia Johna Malkovicha i Ingeborgę Dapkūnaitė z duodramą Samotność pól bawełnianych Bernarda-Marie Koltèsa w reżyserii Timofeya Kulyabina, wyprodukowaną przez Bormio SIA i Flow Projects GmbH (Niemcy/Łotwa).
W 2010 roku ten sam tekst, wystawiony w formie rockowej w Teatrze im. S. Żeromskiego przez Radosława Rychcika, zdobył – m.in. w Toruniu, podczas 20. MFT KONTAKT – nagrodę „za oryginalną formułę teatru”. Po piętnastu latach powrócił w znacznie spokojniejszej wersji, adekwatnej do wieku występujących w niej gwiazd, lecz nadal oryginalnej. Utrzymana w Beckettowskim stylu, wieloznaczna, ale niezwykle spójna w aktorskiej precyzji – z „lodowatym” Malkovichem i bardziej słowiańską Dapkūnaitė – inscenizacja była popisem tzw. aktorstwa zasilającego, w którym oboje artyści od lat poszukują scenicznej doskonałości.
Konstrukcyjno-techniczna forma – umieszczenie pary aktorów w niewidzialnie „zamkniętym” kubiku (scenografia: Oleg Golovko) – okazała się wielopłaszczyznowa: otchłannie głęboka, ale jednocześnie klarowna. Niekoniecznie jasna relacja zawarta w tekście – kto jest Klientem, a kto Dilerem – została w spektaklu Kulyabina subtelnie ustrukturowana i podprogowo przesunięta w stronę tematu zmagania się z nielegalnym pożądaniem seksualnym wobec dzieci.
Mimo tak trudnego tematu spektakl był jednym z najważniejszych wydarzeń 29. edycji festiwalu – w CKK Jordanki obejrzało go prawie dwa tysiące widzów z kraju i zagranicy.
Wielowymiarowo – i za długo
Organizator festiwalu, Teatr im. Wilama Horzycy, zaprezentował w konkursie – obok Udręki życia w reżyserii Evy Rysovej – również swoją ubiegłoroczną produkcję, spektakl Titanic w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. To mieszanina wielu gatunków, z licznymi odniesieniami i skojarzeniami, ukazana w kilkudziesięciu scenach (!), zestawionych w niechronologicznym porządku i przeplatanych symbolicznym zderzeniem z górą lodową. Całość wymaga od widzów dużego skupienia. Można jednak przyjąć, że toruński Titanic nie jest po prostu do „zrozumienia” – to raczej ZABAWA, a może nawet nieuchronna gra z losem wszystkich obecnych na pokładzie. Reżyser świadomie zrezygnował z wielu wulgaryzmów, co nadało spektaklowi nieco lżejszy ton i oddaliło skojarzenia z estetyką TikToka. Mimo to nie został on zauważony w werdykcie jury.
Pośród różnorodnych przedstawień i wydarzeń część widzów, a być może i jury, mogła przeoczyć spektakl oficjalnie otwierający 29. edycję – Czarnego łabędzia w reżyserii Alvisa Hermanisa z Nowego Teatru w Rydze (Łotwa). Hermanis, obecny na toruńskim festiwalu już podczas ubiegłej edycji, w niebanalny, choć nieco zbyt rozwlekły sposób przyjrzał się pierwszej części Idioty Fiodora Dostojewskiego, osadzając ją w baletowej, eklektycznej estetyce. Balet – choć zrodzony we Francji – jest dziś jedną z ulubionych form sztuki rosyjskiej, dzięki czemu reżyser mógł poprowadzić spektakl zarówno w stronę obyczajowej komedii, jak i ukazać jego opresyjny potencjał. Nie pominął przy tym filozoficznych idei Dostojewskiego, który bywa postrzegany jako „ojciec rosyjskiego faszyzmu”. W roli Księcia Myszkina wystąpił Kaspars Znotiņš – znakomicie ucharakteryzowany na samego Dostojewskiego – niestety, niedoceniony w werdykcie.
Festiwal mimo wszystko
Choć nie wszystkie spektakle zostały wyróżnione, wiele z nich spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem publiczności – zarówno te kameralne, psychologiczne, jak i klasyczne z nowoczesną interpretacją. KONTAKT to nie tylko scena, ale także rozmowy z twórcami, koncerty, pokazy filmowe. Osiem dni pełnych emocji, które zapamiętamy na długo – przynajmniej do jubileuszowej, 30. edycji.
 
 
       
       
                                           
                                          