Czy po 1989 roku teatr (łącznie z telewizyjnym) rozliczył się naprawdę - pomijając parę obsesyjnie demaskatorskich wątków - z naszą historią najnowszą? - pyta Piotr Zaremba w Rzeczpospolitej.
Jacek Cieślak dokonał w Plusie Minusie wiwisekcji współczesnego polskiego teatru. Gdzie aktorów zmusza się do nieustannego obnażania, a temat gejów i antysemityzmu dominuje nad wszystkim innym. Problem udziwnień maskujących umysłową pustkę albo politycznie poprawny konformizm poznałem najlepiej, gdy zetknąłem się z grupą aktorów. Z których jeden, młody i znany, opowiadał mi, jak to odmówił występu w słynnym starożytnym dramacie. Bo w inscenizacji musiał być George Bush i inne ekstrawagancje, acz sama reżyser nie umiała ich objaśnić zespołowi. Ale i sam Cieślak mnie zaskoczył: "Po 20 latach wolności wiemy już, że patrzenie we własny pępek nic nie daje. Ograniczanie polskich problemów do Katynia, Auschwitz, AK, powstania warszawskiego, UB, SB, PZPR, Solidarności, Kościoła, z pominięciem spraw gejów albo ofiar antysemityzmu, nie miało sensu. Ta lekcja z trudem, ale była i jest odrabiana" - entuzjazmuje się spektaklami Warlikowskiego i