Ron Hutchinson w "Księżycu i magnoliach" rozpisał kłótnie i wątpliwości scenarzystów na komedię. W tle jednak czuć faktyczny problem. Nasze najpiękniejsze opowieści tworzą zakompleksieni, wyrachowani kombinatorzy - o spektaklu Teatru Telewizji pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Telewizyjnej.
"Pierwszy raz robię film bez żadnych kompromisów" - mówi producent David O. Selznick (Marcin Dorociński), dopisując "The End" pod ukończonym właśnie scenariuszem "Przeminęło z wiatrem". Gabinet, w którym zamknął się na pięć dni i nocy wraz z pisarzem Benem Hechtem (Łukasz Simlat), reżyserem Victorem Flemingiem (Redbad Klijnstra), wygląda jak po zaciętej walce bez ustępstw. Przewrócone krzesła, ściągnięte kotary, wszędzie strzępki kartek, plamy z whisky, łupiny, skórki i drzazgi. Trzej szeregowi wyrobnicy "fabryki snów", fachowcy o umiarkowanych talentach i dyskusyjnych dokonaniach, zamierzają się na przebój wszech czasów. Czasu mają niewiele, gdyż zdjęcia już się zaczęły, a Selznick odrzucił właśnie pierwotną wersję scenariusza. Z bestsellerowej powieści Margaret Mitchell zamierzają zrobić film, przy którym każdy Amerykanin będzie mógł płakać ze wzruszenia i popadać w ekstazę dumy narodowej. Problem w tym, że wszyscy tr