"Edith i Marlene" w reż. Arnolda Pujszy w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Na polskich scenach pojawiają się co jakiś czas dwie sztuki poświęcone Edith Piaf: "Piaf" Pam Gems i "Edith i Marlene" Evy Pataki. Niestety, obie mają tę słabość, że nie pokazują do końca wielkości "Wróbelka Paryża". Dają za to okazję aktorkom zaśpiewać piosenki, które każdy zna, pozwalając zmierzyć się z ich legendą. "Edith i Marlene" skonstruowana została na dość wątłej podstawie fabularnej - przyjaźni i nienawiści dwóch wielkich pieśniarek XX stulecia. Dzieliło je wszystko. Łączyła - wielka sztuka. Obie przeszły do legendy. Oglądając "Edith i Marlene" w Teatrze Muzycznym, zastanawiałem się, czy ta historia trudnej przyjaźni warta jest sceny, zwłaszcza, że autorka (a w ślad za nią reżyser Arnold Pujsza), akcent postawiła na Edith. Szkoda, że scena Teatru Muzycznego jest tak mała i płytka. Arnold Pujsza zrezygnował ze scenografii, ograniczając się tylko do rekwizytów: stolika, kilku krzeseł i łóżka, które jest meblem d